Poznajmy się!

Podmiejski ogródek? Serio? Nie było jakiejś bardziej inspirującej nazwy? Oaza w mieście? Lipowy zakątek? Cokolwiek? No cóż… Nazwa pewnie by się znalazła ale co mi po ładnej nazwie, skoro rzeczywistość skrzeczy?

Kiedyś – oby szybciej niż później – mój ogródek stanie się zapewne tą oazą i zakątkiem ale jeszcze nie teraz. Jeszcze nie dziś. Pewnie nawet nie w tym roku. Na razie ogródek jest na etapie poczwarki – przepoczwarza się ze zwykłego, zaniedbanego kawałka gruntu, jakich wiele w naszej podwarszawskiej sypialni, w eleganckie ale jednocześnie swobodne miejsce, zachęcające do wypoczynku wśród bujnej roślinności. Przynajmniej taki jest plan. Na razie jestem na początku drogi i mam nadzieję, że będziecie mi towarzyszyć w tej wędrówce do celu.

Czemu w takim razie nie poczekam z zakładaniem bloga, aż ogród dojrzeje i stanie się bardziej… fotogeniczny? Czy ktoś w ogóle będzie chciał tu zaglądać i patrzeć na takie nieciekawe zdjęcia, skoro wszędzie indziej znajdzie dużo ładniejsze? Tylko że te ładne zdjęcia nie powiedzą, jak dojść samemu do takiego efektu. Bo tutaj właśnie widzę cel prowadzenia tego bloga: pokazać drogę wszystkim tym, którzy właśnie zaczynają swoją przygodę z ogrodem a doświadczeń z roślinami mają tyle, co hodowanie zamiokulkasa w donicy. Szczerze, bez ukrywania błędów i potknięć. A także liści nie zgrabionych z rabaty i samochodu stojącego na podjeździe.

Co prawda, skoro sama nie bardzo mam się czym pochwalić, to z jakiej racji chcę pouczać innych? Może mi woda sodowa uderzyła do głowy, nadmiar przeczytanych książek zaszkodził? Jest to całkiem możliwe i nie wykluczam takiej możliwości. Ale zauważyłam (po sobie, a jakże), że z upływem czasu zacierają się w pamięci różne bzdury, w które człowiek wierzył na początku. Zapomina się, jakie dylematy się kiedyś miało. A w miarę jak pięknieje ogród, spada motywacja do pokazywania minionych błędów i wypaczeń. Za motto zamierzam obrać frazę „ucz się na cudzych błędach, bo sam nie dasz rady popełnić wszystkich”.   I zgodnie z tą frazą, będę pokazywała swoje błędy, żebyście Wy mogli się na nich uczyć.

Pierwszym i podstawowym błędem jaki popełniłam było zbyt wysokie mniemanie o swoich kompetencjach ogrodniczych w momencie, kiedy zabierałam się za ogród. W końcu od paru lat sadziłam różne kwiatki w ogródku rodziców (mieszkałam wówczas w bloku) i namiętnie kupowałam całe stosy magazynów ogrodniczych. Uważałam wtedy, że jest to zupełnie wystarczające przygotowanie do założenia własnego ogródka. Jechałam do centrum ogrodniczego, kupowałam jakąś roślinkę, która mi wpadła w oko, a której nazwę mniej więcej kojarzyłam z lektury gazet, wsadzałam ją w dołek, zrobiony tam, gdzie aktualnie miałam wolne miejsce i wypełniony „dobrą ziemią” z marketu, po czym patrzyłam: przyjmie się czy padnie. Szanse były mniej więcej 50 na 50. Nie muszę chyba mówić, że efekty nie były zadowalające.

Pierwszym olśnieniem była książka nieodżałowanego Johna Brooksa pt. „Projektowanie ogrodów”. Ach, co to było za odkrycie! Zupełnie nowe (dla mnie) podejście do zakładania ogrodu! Potem będę Wam szczegółowo przekazywała jego rady a na razie napiszę tylko, że z tej właśnie książki dowiedziałam się, że wybieranie i kupowanie roślin to nie początek, tylko koniec długiego (i wyczerpującego) procesu koncepcyjnego. Że najpierw trzeba określić, gdzie jakie funkcje mają być w ogrodzie, jaki kształt mają przybrać (tutaj wchodzą takie pojęcia jak: bryły, osie widokowe, proporcje,  negatyw/pozytyw itd.),  a dopiero potem wchodzą rośliny i to też nie na zasadzie „ta mi się podoba” tylko wedle hierarchii: szkielet, akcent, wypełnienie. Tym „systemowym” podejściem do projektowania byłam tak zachwycona, że czym prędzej machnęłam chyba z pięć wersji swojego nowego ogrodu, po czym razem z mężem przystąpiliśmy do realizacji wybranego wariantu. Jak już wytyczyliśmy rabaty i założyliśmy trawniki, to dopiero zaczęłam się zastanawiać, co tak konkretnie posadzić na tych rabatach i wtedy przyszło kolejne olśnienie.

Trafiłam mianowicie na fantastyczne forum ogrodnicze Ogrodowisko, założone przez nieocenioną panią Danutę Młoźniak – projektantkę ogrodów i autorkę poradnika. Forum otworzyło mi oczy na całe mnóstwo kwestii związanych z roślinami, o których wcześniej nie miałam pojęcia. Począwszy od prostej zasady, że lepiej będą wyglądały 3 rodzaje kwiatów posadzone po 10 sztuk każdy, niż 10 kwiatków po 3 sztuki (nadal mam problem z jej zastosowaniem) a skończywszy na wiedzy, że właściwie przygotowana ziemia to podstawa sukcesów w uprawianiu roślin. I że naprawdę nie wystarczy podrzucić garści granulek aby zapewnić roślinie dobre warunki do rozwoju.

Forum poszerzyło również moją wiedzę o roślinach. Informacje, które można uzyskać u doświadczonych forumowiczek (bo forumowicze są jednak w mniejszości) są dużo bardziej szczegółowe i konkretne niż te, które można wyczytać w gazecie. I bardziej szczere – gazety utrzymują się z reklamodawców, więc nie mają interesu w tym, aby zniechęcać czytelników do bardziej kłopotliwych roślin. Poza tym, nawet jeśli w gazecie pojawi się wzmianka, że np.: dana odmiana hortensji ma skłonność do pokładania się, to mniej to przemawia do wyobraźni niż wtedy, gdy zobaczy się zdjęcie takich położonych po deszczu kwiatów. Forum nauczyło mnie również doceniać wagę odmian poszczególnych roślin. Wcześniej nawet nie próbowałam zapamiętać nazwy odmiany. W końcu – co za różnica jak się nazywa ta kocimiętka. Kocimiętka to kocimiętka, prawda? A potem się dziwiłam, skąd te piękne zdjęcia na pintereście i czemu wszyscy tak się zachwycają tymi kocimiętkami, skoro one zaraz po kwitnieniu robią się bezkształtnym plackiem. No więc kupiłam odmianę polecaną przez forum i dowiedziałam się dlaczego.

Oczywiście, jak tylko zaczęłam wybierać i sadzić rośliny, okazało się, że jest ich mnóstwo, że wszystkie piękne, i że wszystkie chcę. A każda zajmuje określoną ilość miejsca na rabacie. Najczęściej więcej niż się spodziewałam. No i tego miejsca na rabatach natychmiast zaczęło brakować. Okazało się, że rabatka o głębokości dwóch metrów, która na kartce wyglądała w sam raz, w rzeczywistości nie pomieści takiego zestawu bylin, jaki bym na niej widziała. Nie wspominając już nawet o krzewach. Zwykle taki problem łatwo rozwiązać poszerzając po prostu rabatę ale to rozwiązanie niestety nie jest dla nas dostępne. Bo na samym początku porządnie odgrodziliśmy rabaty od trawnika krawężnikami, żeby nie bawić się w kancikowanie. Buu. Nie pozostaje mi nic innego, niż gospodarować tym miejscem, które mam.

I tym sposobem, od dwóch lat uprawiam tzw.: ogrodowego tetrisa: coś się nie mieści, więc muszę przenieść, żeby przenieść jedno, muszę najpierw przesadzić lub wysadzić drugie. Decyzje o pozbyciu się z ogrodu tej czy innej rośliny zapadają w bólach i po bardzo długim namyśle. A póki co, na rabatach mam albo busz i chaos (tam, gdzie nie mogę się zdecydować na ograniczenie bylin) albo połacie kory (tam, gdzie rośliny jeszcze nie urosły do właściwych rozmiarów).

Podsumowując – droga do wymarzonego ogrodu jest ciężka i wyboista. Ale zdecydowanie warta przejścia.

4 myśli na “Poznajmy się!”

  1. Dzień dobry, czyżby udało mi się wpisać pierwszy komentarz na Twoim blogu?
    Od razu więc napiszę, że opowieści o metamorfozach ogrodu są najciekawsze! Ogrodnicy je uwielbiają, więc pisz o swoich doświadczeniach i pokazuj jak najwięcej, pierwszą czytelniczkę już masz.
    Przeszłam podobną drogę w nauce ogrodnictwa, jak Ty. I końca tej drogi wcale nie widać. Chętnie więc będę się uczyć od Ciebie. Powodzenia!

    1. Jeeej! Tak, jesteś pierwsza!:D Tak się cieszę, że to akurat Ty – Twój blog (razem z blogiem Jankosi i Megimoher) to moja Wielka Trójka z polskiej blogosfery ogrodniczej:D.
      Możesz mnie nie kojarzyć, bo ciągle walczę z wordpressem i nie wstawiłam swojego zdjęcia, ale dotychczas komentowałam u Ciebie jako Joanna – wspólnie zachwycałyśmy się m.in. Johnem Brooksem:D
      Pozdrawiam i wracam do pisania posta – mam tremę:D

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *