Ten post powinien pojawić się ponad tydzień temu, bo wtedy minęła rocznica pierwszego posta na blogu. Ale akurat walczyłam ze zmianą hostingu i blog był nieaktywny, za co Was bardzo przepraszam. Wszelkie techniczne sprawy to moja pięta achillesowa. Z narzędzi najlepiej mi się obsługuje młotek – ten zawsze działa bez zarzutu i to bez instrukcji obsługi:D.
W każdym razie: rok blogowania… Skłania do podsumowań. Co się udało? Co nie wyszło? Jakie zaskoczenia? Jakie plany na przyszłość?
No cóż. …
Pierwsze zaskoczenie jest takie, że w ogóle zaczęłam pisać bloga. W realu zdecydowanie nie jestem znana z towarzyskiego usposobienia, wartkiej wymowy, niepohamowanego dowcipu. A tutaj proszę. Od roku piszę, tematy mi się jeszcze nie skończyły, czytelników przybywa… Chociaż tutaj pojawia się
zaskoczenie drugie: o czytelników wcale nie jest łatwo:D. Myślałam że wszyscy, którzy na grupach facebookowych dopytują się o rady dotyczące założenia ogrodu całą chmarą tutaj do mnie się zlecą, ale jakoś nie chcą:D. Nie wiem, może źle piszę, niejasno tłumaczę, nieciekawe tematy wybieram… Napiszcie w komentarzach, o czym byście chcieli przeczytać. Na szczęście mam grono stałych czytelniczek, dobrych znajomych poznanych przez forum, które nieco ratują moje zachwiane poczucie wartości… Pisać dla Was to sama przyjemność:D. Tylko znowuż tutaj pojawia się
zaskoczenie trzecie: myślałam, że będę pisać dla osób początkujących, zupełnie nieobeznanych z ogrodnictwem, a okazuje się, że czytają mnie osoby, które dużo lepiej się znają na temacie niż ja i mają dużo ładniejsze ogrody. Takie wyrobione grono czytelników zdecydowanie podnosi poprzeczkę i często obawiam się, że nie daję rady doskoczyć.
Tutaj pojawia się zaskoczenie czwarte (i ostatnie): blog pochłania strasznie dużo czasu! Planowanie tematów, wybieranie źródeł, szukanie zdjęć, pisanie (czasem wielokrotne tych samych) postów, robienie rysunków – to wszystko zajmuje większość mojego wolnego czasu. Dlatego obawiam się, że te dwa posty na miesiąc, które udaje mi się napisać to chyba maksimum moich możliwości i na więcej raczej nie powinniście liczyć. Przykro mi, ale głodne dzieci same się nie nakarmią (przynajmniej jeszcze przez kilka następnych lat:D).
Jeśli zaś chodzi o plany na przyszłość, to przede wszystkim chciałabym nauczyć się obsługi jakiegoś programu graficznego bardziej zaawansowanego niż paint, żeby nie męczyć Was swoimi chałupniczymi rysuneczkami. Co znowu sprowadza nas do kwestii obsługi trudnych narzędzi technicznych…
Dzisiaj jednak nie czuję się na siłach, żeby zajmować się takimi przerażającymi sprawami. Na urodziny zdecydowanie bardziej odpowiednie są jakieś ładne kwiatki. A że na blogu rzadko pokazuję swój ogród (to przez te wszystkie piękne inspiracje – tworzą bardzo niekorzystny dla mnie kontrast:D), to pomyślałam że dzisiaj pokażę kilka moich ulubionych bylin. Będę starała się wybierać te trochę mniej znane, bo hortensje i jeżówki to w każdym ogrodzie możecie zobaczyć:D

O kuklikach pisałam już trochę przy okazji relacji z ogrodu Ani. Wróżę tym kwiatom świetlaną karierę: niewymagające; nie rozchodzą się odrostami ani się nie sieją jak opętane, za to łatwo dają się dzielić; choroby się ich nie imają; trzymają ładne zielone liście nawet zimą (co w przypadku wiosennych bylin jest bardzo rzadkie, bo większość z nich w drugiej połowie roku robi się mało atrakcyjna); występują w wielu kolorach – czego chcieć więcej?

Podobne cechy wykazuje tiarella. Różnica między nią, a kuklikami jest taka, że tiarella polecana jest do miejsc cienistych. Tylko cień powinien pochodzić od drzew liściastych, tak, żeby w czasie kwitnienia (czyli przed rozwojem liści na gałęziach) dostawała jednak trochę słońca. U mnie rośnie pod lipami i znakomicie znosi to trudne towarzystwo. Liście ma podobne do żurawek i podobnie jak u nich – dobrze się trzymają zimą, tylko nabierają pięknego, brązowego koloru, który niestety nie jest zbyt widoczny na tle kory. W zeszłym roku ta tiarella bardzo długo mi kwitła (chyba z miesiąc) i jestem bardzo ciekawa, czy w tym sezonie uda jej się powtórzyć sukces.

Ten mieczyk przez niektórych mógłby zostać uznany za ubogiego krewnego przepysznych gladioli, które królują w naszych ogrodach. Mnie jednak bardzo odpowiada jego subtelny i skromny urok. A drugą, niebagatelną zaletą jest to, że zimuje w gruncie i nie trzeba wykopywać cebul na zimę. Jak to wygląda w praktyce, przekonam się tak naprawdę dopiero tej wiosny. Ten mieczyk kwitnie razem z kocimiętkami i – jak widać na zdjęciu – pięknie się z nimi komponuje.

To zdjęcie nie oddaje sprawiedliwości rdestowi „Golden Arrow”, który w rzeczywistości tworzy bardzo pękatą kępę, obsypaną w drugiej połowie sezonu intensywnie różowymi kwiatami. Ze względu na rozmiar kępy, trzeba mu zostawić dużo miejsca na rabacie. Żeby wiosną nie straszyła goła ziemia, zdecydowanie warto dać mu do towarzystwa wcześnie kwitnące cebulowe. Ich zasychające liście – zmora ogrodników – akurat zostaną zakryte przez rdest. Odmian rdestu jest bardzo dużo, ta jest wyjątkowa ze względu na cytrynowy kolor liści, bardzo wyróżniający się na rabacie. Kwiaty zaczynają się rozwijać pod koniec lipca i dopiero pierwszy przymrozek je niszczy. Co daje minimum dwa miesiące nieustannego kwitnienia – całkiem nieźle bym powiedziała.

Na zdjęciu widać głównie czosnek główkowaty, ale sumie bardziej mnie interesuje perowskia. Chociaż ten czosnek też uwielbiam: ma bardzo niewielką główkę w porównaniu do innych czosnków, ale dzięki wysokiej łodydze i intensywnemu kolorowi zwraca na siebie uwagę. Posadźcie kilka sztuk koło siebie a na pewno go nie przegapicie. Wracając do perowskii: można ją spotkać pod nazwą „rosyjska lawenda” i ta nazwa dobrze oddaje jej istotę: podobny kolor kwiatów i liści, podobne wymagania (słońce, uboga, sucha i zasadowa gleba). Odmiana ‚Little Spire’ jest nawet podobnej wielkości. Ja mam odmianę ‚Blue Spire’ która jest dużo wyższa (ponad 1,5m) i lubi się trochę pokładać. Należy jej zapewnić odpowiednio dużo miejsca, czego ja nie mogłam zrobić (stąd takie dziwne zdjęcie) ale mimo to i tak ją lubię, bo cieszy oko od lipca do marca, kiedy to się ją ścina niemal do ziemi.
Na tym chyba zakończę przegląd. Ogródek mały, to i kwiatków niedużo. Wracam do pisania postów z zakresu projektowania ogrodu, żeby nadrobić czas unieruchomienia bloga.
Serdecznie gratuluję i życzę wszystkiego najlepszego :) Nie wiem, co lubisz najbardziej, w każdym razie stawiam wirtualny torcik ;)
Zaskoczenie pierwsze, dla mnie to to, że jak sama piszesz „nie jestem znana z towarzyskiego usposobienia, wartkiej wymowy, niepohamowanego dowcipu”. Mam nadzieję, że będę mogła to kiedyś zweryfikować na żywo :)
Zaskoczenie drugie, czyli jak piszesz „Myślałam że wszyscy, którzy na grupach facebookowych dopytują się o rady dotyczące założenia ogrodu całą chmarą tutaj do mnie się zlecą, ale jakoś nie chcą”. Podejrzewam, że to wrodzone lenistwo nowicjuszy ogrodowych. Najlepsze są krótkie przepisy, a nie długie elaboraty i zgłębianie tematu ;) Chociaż myślę, że czyta Cię o wiele więcej osób niż można podejrzewać czytając komentarze.
Zaskoczenie trzecie, „czytają mnie osoby, które dużo lepiej się znają na temacie niż ja i mają dużo ładniejsze ogrody”. To są osoby zainteresowane tematem, które jednocześnie mają obowiązek sprawdzić, czy nie wypisujesz jakichś głupot po prostu ;)
Zaskoczenie czwarte „blog pochłania strasznie dużo czasu”. Pewnie więcej niż podejrzewałaś, ale jednocześnie z pewnością czułaś pismo nosem, że jest to podobnie jak pisanie chociażby pracy semestralnej. Dla Ciebie to duży plus, bo się uczysz i rozwijasz, a dla czytających przyjemność czytania (i wytykania błędów swoich lub Twoich) ;)
Mieczyki :) Dobrze, że czosnki mają okrągłe główki. Z każdej strony takie same ;) Też je lubię :)
Pozdrawiam i życzę dużo energii na kolejne lata. Ewa
„Zaskoczenie pierwsze, dla mnie to to, że jak sama piszesz „nie jestem znana z towarzyskiego usposobienia, wartkiej wymowy, niepohamowanego dowcipu”. Mam nadzieję, że będę mogła to kiedyś zweryfikować na żywo :)”
I ja nie tracę nadziei:D
„Chociaż myślę, że czyta Cię o wiele więcej osób niż można podejrzewać czytając komentarze”
Mam podgląd do statystyk:D
„To są osoby zainteresowane tematem, które jednocześnie mają obowiązek sprawdzić, czy nie wypisujesz jakichś głupot po prostu ;)”
Słusznie! Kontrola najwyższą formą zaufania:D:D:D
„Pewnie więcej niż podejrzewałaś, ale jednocześnie z pewnością czułaś pismo nosem, że jest to podobnie jak pisanie chociażby pracy semestralnej.”
Wiesz, to tak jak przed pierwszym dzieckiem: niby wiesz, że „zmienia wszystko” ale i tak jesteś zaskoczona:D
Największy problem jest ze zdjęciami: myślałam, że jak mam pinteresta pękającego w szwach, to nie będzie z tym problemu, a rzeczywistość okazała się nie taka różowa. Staram się zawsze podawać jeśli nie autora, to przynajmniej źródło, a często zdjęcia są po prostu przeklejane bez podawania żadnych danych. Często też okazuje się, że zdjęcie jest zbyt małe, żeby umieścić je na stronie, do tego dochodzi uzyskiwanie zgody na kopiowanie…
Dziękuję za życzenia i pozdrawiam,
Asia
Zaglądają i czytają, nie martw się;D
No to kamień z serca:D
Ja też tu zaglądam, czytam i czekam na kolejne posty :-).
Wiem, ale Ty też jesteś z opcji „więcej wiedzące i z ładniejszym ogrodem”.
No nie ma przed kim błyszczeć, kurka wodna!:D:D
Kochana, Ty mnie z kimś musiałaś pomylić :D.
To ty jesteś ta dziewczyna od grabów i rozplenic na froncie? No to wszystko się zgadza i żadnej pomyłki nie było:D
Asiu, błyszczysz nie ma obawy, poczucie własnej wartości niech rośnie! Uważam, że piszesz doskonale i z wielką przyjemnością czytam Twoje artykuły. Co dla mnie ważne – teksty skłaniają do myślenia i nie są to proste teksty poradnikowe, jakich dużo na rynku.
A czy początkujący takich szukają… Ja na początku swojej ogrodniczej drogi zadawałam na forum pytania typu: jak głęboko sadzić cebule lilii i kiedy ciąć krzewuszki. No, i: jak się nazywa ta śliczna roślinka?, to chyba najczęściej.
Co do kuklików – fajna roślinka, ale rok po roku zielone lichy zżerały ich śliczne liście, trzeba pilnować, ale są warte uwagi.
Życzę powiększającego się grona czytelników!
:Dziękuję za życzenia – bardzo adekwatne i oby się spełniły:D
Jak ładnie zamieniłaś moją wadę w zaletę:D. Właśnie przygotowuję posta o zakładaniu ogrodu i ni hu hu nie potrafię go zrobić w stylu „5 prostych kroków do własnego ogrodu”. A tu proszę – okazało się, że „skłaniam do przemyśleń”:). Bardzo miłe:D:D:D
Do moich kuklików lichy jeszcze nie dotarły, więc cicho sza, bo może jeszcze się o nich nie dowiedziały:D
Jaką wadę?? Ja w ogóle nie wiem, o co chodzi. I broń Boże nie pisz w stylu: 5 kroków do własnego ogrodu! Mam za sobą kurs (beznadziejny, według mnie), jak pisać, żeby to necie miało odzew,i to właśnie jeden z kursowych pomysłów. A może głupoty piszę… To wszystko przecież zależy, co chcesz osiągnąć i jaką masz wizję swojego bloga.
Mnie się podoba, co i jak piszesz.
Bardzo się cieszę, że Ci się podoba, bo inaczej najwyraźniej nie umiem:D
Kurs beznadziejny? A z poradników Jasona HUnta może korzystałaś? Ja się przymierzam:)
Dla mnie jesteś autorką „z wyższej półki”. :D Takie właśnie teksty lubię najbardziej. Dostarczasz mi tyle samo doznań estetyczno- literacko-emocjonalnych, co ostatnio czytany Dan Pearson. :D
I nie jest dla mnie istotne to, że mam już ogród w zasadzie zrobiony i większość poruszanych tematów bezpośrednio mnie nie dotyczy. Ważne jest, że wypatruję kolejnych tekstów dla czystej przyjemności płynącej z ich czytania.
Dziękuję!
O kurczę, Haniu, teraz to mnie trochę zatkało! Bardzo miłe słowa – dziękuję!:D
Przecież wyrażam tę opinię już od dawna. Nie powinnaś być zaskoczona. :D
Nie każdy ma dar przekazywania wiedzy w atrakcyjny sposób. W Twoich tekstach jest pasja, dobre zaplecze teoretyczne, świetne udokumentowanie tekstu zdjęciami i biegłość w operowaniu słowem. :D
Czegóż ja, odbiorca, mogę chcieć więcej? :D
A jednak jestem:D.
Pochwały – zwłaszcza takie szczodre – zawsze mnie zaskakują:D