Ogród to świetne miejsce do wyrzucania pieniędzy w błoto, nie sądzicie? I wcale nie mam na myśli kupowania obornika/kompostu/ziemi o których pisałam w poprzednim poście. O nienienie – to są pieniądze dobrze zainwestowane i z całą pewnością nie pójdą na marne.
Chodzi mi o wszystkie te sytuacje, w których wydajecie pieniądze kompletnie bez sensu. Oczywiście – z perspektywy czasu. Bezpośrednią inspiracją do tego posta była moja dzisiejsza przygoda. Tydzień czy półtora temu kupiłam przepiękne ciemierniki wschodnie. Serio – nie było klienta przy kasie, który by na nie nie zwrócił uwagi. Kupiłam…. i zostawiłam je w doniczkach. Bo nie miałam dolomitu, żeby dodać w dołek; bo były przymrozki w nocy i wolałam żeby stały w doniczkach przy drzwiach tarasowych niż w gruncie na odsłoniętej rabacie; bo nie miałam czasu wysadzić tego, co rosło w miejscu dla nich przeznaczonym…. Powód nie jest ważny – zawsze się jakiś znajdzie, żeby zrobić głupotę. Zabrałam się w końcu dzisiaj za ich posadzenie. Wyjęłam z doniczek, patrzę – i co?! Ano oczywiście sam torf wysuszony na wiór!:(. Kwiaty oczywiście klapnięte, ale sądziłam, że to z powodu przymrozków, a tu się okazuje, że po prostu przesuszone. Kwiaty obcięłam, karpy namoczyłam, torfu ile się dało wydłubałam (akurat w przypadku ciemierników jest to wyjątkowo trudne, bo one nie lubią rozrywania korzeni) i posadziłam te nędzne resztki, które zostały mi z wypasionych sadzonek kupionych za ciężkie pieniądze (znawcy wiedzą, że ciemierniki należą do jednych z najdroższych bylin ze względu na trudne rozmnażanie i powolny wzrost). Nie wiem, czy coś z nich będzie, ale wiem, co o sobie pomyślałam w związku z całą sytuacją. Nie nadaje się do powtórzenia w druku.

Tak więc, mamy pierwszą pozycję na liście sposób bezsensownego tracenia pieniędzy w ogrodzie:
Przesuszanie korzeni przez zbyt długie trzymanie roślin w doniczkach
Żeby to był mój pierwszy raz. A gdzie tam! Przecież to samo zrobiłam trzy lata temu z berberysami. Berberysami! Do tej pory widać różnicę pomiędzy tymi zdrowymi a przesuszonymi. Jak widać: Polak nie tylko przed szkodą ale i po szkodzie głupi.
Pod drugą pozycją zapewne wiele osób mogłoby się podpisać:
Bezsensowne kupowanie roślin
Kto nigdy nie kupił rośliny bez zastanowienia, a potem nie główkował w pocie czoła „gdzie by ją upchnąć” niech pierwszy rzuci grudą ziemi.
Rośliny, o których wiemy, że nie nadają się na nasze warunki, ale tak bardzo chcemy je mieć, że łudzimy się nadzieją, że „może jednak się uda”…
Rośliny o których nie wiemy nic, ale tak kusiły w sklepie, tak pąsowym oczkiem do nas mrugały… Nie dało się ich nie wziąć.
Rośliny na które absolutnie nie mamy miejsca w ogrodzie, ale i tak mamy nadzieję, że w czasie drogi do domu nasz ogródek czarodziejsko się rozszerzy…
Chyba wszystkie kategorie zaliczyłam.

Zaniedbywanie roślin
Na tym polu też mam długą listę sukcesów. Obiecywałam sobie, że:
– będę regularnie podlewała tego powojnika miksturą na uwiąd;
– będę codziennie podlewała tą hortensję ogrodową;
– będę skrupulatnie przykrywała tą hortensję dębową.
Aha. Jasne. Oczywiście. Przez pierwszy rok.
Założę się, że i Ty masz kilka punktów do dodania na tej liście. Jakie są Twoje ulubione? Dalej! Nie krępuj się. Wiem, że chcesz to z siebie wyrzucić. Obiecuję, że nikt Cię tu nie potępi…

Hahaha doskonały artykuł:D Z jednym się tylko nie do końca zgodzę – czasem rośliny naprawdę potrafią zaskoczyć. Przykładem niech będą rozchodniki, które teoretycznie powinny u mnie mieć raj, a nie chcą rosnąć. Tymczasem u Kwarteta, na mokrej glinie (!) szaleją.
Nooo taaak, ale czy to nas usprawiedliwia?:)