Cień na działce traktowany jest zwykle jak nieszczęście i dopust Boży, który w zasadzie uniemożliwia posiadanie pięknego ogrodu. Jeżeli definiujemy „piękny” ogród jako „pełen kolorowych kwiatów” to w zasadzie tak – taki efekt jest nadzwyczaj trudno osiągnąć w ogrodzie leśnym. Ale takie ogrody mają inne zalety i uroki, które można wykorzystać. Opowiem o nich podpierając się wiedzą zaczerpniętą z książki pt.: „Making the Most of Shade” Larry’ego Hodgsona oraz zdjęciami z ogrodu znajomej, która właśnie z takiego zacienionego ogrodu, pełnego dużych drzew, stworzyła prawdziwą perełkę.
Książkę, której pełny tytuł w moim amatorskim tłumaczeniu brzmi: „Wykorzystanie cienia: jak sadzić, pielęgnować i uprawiać wspaniały ogród, który rozjaśni cienie” pożyczyłam od koleżanki i pochłonęłam ekspresowo. Autor nie tylko pisze, że ogrody cieniste mogą być piękne (o czym wiedziałam) ale podaje również wiele uwag, które były dla mnie nowością, a do tego dzieli się radami, jak sobie radzić z problemami cienistego ogrodu. Jednak zdecydowaną większą część książki (300 stron z 400) zajmuje lista roślin polecanych przez niego do cienia.

W związku z tym, że część poradnikowa książki zajmuje niewiele miejsca, w książce jest tylko kilka interesujących fotografii. Dlatego dzisiejszy post ilustruję nie zdjęciami z książki, a zdjęciami z cudownego, leśnego ogrodu Izy, która w pewnych kręgach jest znana jako „ta szalona wariatka”:). Iza uwielbia swój ogród i uwielbia w nim pracować. Wróciwszy z długiej podróży, zamiast najpierw nakarmić rodzinę, idzie najpierw do ogrodu, skąd się wyłania po paru godzinach, zmęczona, brudna i szczęśliwa (rodzina nie narzeka i radzi sobie we własnym zakresie:D). Jej „wyprawy po serek”, kiedy to w drodze do sklepu spożywczego zajeżdża do szkółki ogrodniczej i wraca z bagażnikiem wypchanym roślinami są już legendarne.
Większość zdjęć z ogrodu Izy nie jest tym razem moja, a innej mojej koleżanki – Anuli (która – swoją drogą – też ma ładną, leśną działkę, na której tworzy swój ogród; a jak już stworzy, to go z pewnością tutaj pokażę:D). Poprosiłam Anulę o udostępnienie swoich zdjęć pod pretekstem, że robiła je w słoneczny dzień i widać na nich cudowny światłocień, który jest jednym z największych uroków ogrodów leśnych (a w czasie mojej wizyty było akurat pochmurno). Ale tak naprawdę chodzi o to, że Anula robi dużo ładniejsze zdjęcia niż ja:D.

Wracając do książki, to pierwszą, podstawową zaletą cienistych ogrodów wg Larry’ego Hodgsona jest to, że
Ogrody cieniste są mniej pracochłonne niż słoneczne
To stwierdzenie może być zaskakujące dla ludzi spod znaku „Łolaboga, liście trzeba grabić!”. Ale
– po pierwsze: Larry wyznaje tą samą filozofię postępowania z liśćmi co ja, tzn: z trawnika liście zbiera się kosiarką przy okazji koszenia trawy, a na rabatach się zostawia je jako ściółkę (pisałam o tym tutaj);
– po drugie: Larry porównuje rabaty cieniste do słonecznych, a nie „trawnik z drzewami” do „trawnika bez drzew”.
Wg niego rośliny lubiące cień mają – ogólnie rzecz ujmując – kilka cech odróżniających je od roślin słońcolubnych:
– potrzebują mniej podlewania, bo parowanie w miejscach zacienionych jest mniejsze niż na nasłonecznionych;
moje uwagi:
owszem, parowanie jest mniejsze, ale jeśli mówimy o miejscach pod drzewami, to dużą część wody wypiją ich korzenie. Poza tym, korony drzew działają jak parasol, więc przy słabych opadach pod drzewami nadal jest sucho i nie raz zdarzało mi się – ku zdziwieniu sąsiadów – biegać w deszczyku z wiadrami i podlewać nasadzenia. Ogólnie powiedziałabym, że podlewam bardziej poszczególne rośliny, niż poszczególne rabaty (np.: z roślin rosnących na słońcu najwięcej podlewam floksy wiechowate i rdesty himalajskie, a z tych w cieniu: klony palmowe, rododendrony, świecznice).

– wolniej rosną, za to są bardziej długowieczne, dzięki temu nie potrzebują ani mocnego nawożenia, ani też częstego dzielenia, którego często wymagają byliny słońcolubne;
Rzeczywiście, wśród bylin słońca jest dużo więcej takich, które stosują się wedle powiedzenia „żyj szybko, umrzyj młodo” (np.: jeżówki, orliki, ostróżki, żurawki, gaury, irysy – trzeba je albo wysiewać albo odmładzać przez dzielenie). Byliny cienia w dużej części są bardziej „stabilne”: jak raz je posadzisz, to sobie będą rosły w spokoju przez całe lata.

– nie wymagają takich zabiegów pielęgnacyjnych jak podpieranie czy usuwanie przekwitłych kwiatów;
Tu się zdecydowanie zgodzę: rośliny cieniolubne wytwarzają dużo drobniejsze, bardziej ażurowe kwiaty, które nie wymagają podpierania (znaczącym wyjątkiem są tutaj hortensje) ani usuwania kwiatów (tutaj wyjątek robię dla funkii, których liliowych kwiatów bardzo nie lubię). Dla równowagi trzeba jednak zaznaczyć, że ogrody leśne dużo trudniej utrzymać w idealnej czystości, bo z drzew zawsze coś spada: liście, igły, pyłki, gałązki, ptasie odchody…. Taki ich urok i trzeba się przyzwyczaić.

Ponadto:
– w ogrodach cienistych jest mniej plewienia, bo większość chwastów wysiewających się lubi słońce.
Trudno mi się tutaj wypowiadać, bo w moim ogródku chwasty nie są wielkim problemem. Najczęściej wyrywam siewki lipy, szczawika i pomidory z kompostu – kiełkują tam, gdzie znajdą trochę wolnego miejsca na rabacie, niezależnie od słońca. Ale i tak najwięcej plewienia mam na trawniku…

– ogrody cieniste, z konieczności oparte bardziej na atrakcyjnym listowiu niż na pięknych kwiatach, mają dłuższy „sezon atrakcyjności”.
Prawda. W cieniu posadzisz obok siebie żurawkę citronelle i hakonechlonkę, z jakąś wietlicą z boku i będziesz miał ładnie od wiosny do późnej jesieni. A ile trzeba nagłówkować, żeby skomponować rabatę kwietną, która będzie atrakcyjna przez taki sam okres czasu…. Tyle tylko, że ta cienista będzie ładna, ale przez cały sezon taka sama, a na tej słonecznej co chwila coś innego będzie przyciągało wzrok.

I to ostatnie zdanie prowadzi nas do kolejnej interesującej uwagi poczynionej przez Larry’ego:
Upodobanie do cienistych bądź słonecznych ogrodów w dużej mierze zależy od typu ogrodnika, którym jesteś.
Larry dzieli ogrodników na dwa typy:
– typ A: uważa, że ogród jest do wypoczynku a nie do pracy: rośnie? ładnie jest? to super, zajmijmy się czymś innym;
– typ B: uwielbia zmienność w ogrodzie, lubi zastanawiać się nad nowymi zestawieniami roślin, cieszą go rozwijające się kwiaty a prace ogrodowe to dla niego przyjemność.
Dla ogrodników typu A ogrody cieniste są idealne i jeśli takich nie mają, to powinni się o takie postarać (czyt.: dosadzić więcej drzew).
Dla ogrodników typu B w ogrodach cienistych jest zbyt nudno – potrzebują więcej adrenaliny, którą daje ogród słoneczny, dlatego oni powinni w swoich ogrodach ograniczać ilość drzew.
Nie muszę chyba dodawać, że Iza jest zdecydowanie typem B: gdzie tylko ma trochę więcej słońca, tam dokłada rabaty i namiętnie sadzi kolejne rośliny:D.

Jednak wszystko powyższe to tylko ciekawostki, natomiast najbardziej znaczącą uwagą z całej książki, która niesie ze sobą konkretne konsekwencje, jest ta:
W ogrodach cienistych prawdziwym problemem nie jest cień, a korzenie drzew, które w nich rosną.
Sam cień nie zabije Waszych roślin. Może spowodować że nie będą kwitły, że będą rzadsze, że się powyciągają do światła ale to nie cień powoduje, że rośliny pod drzewami wypadają. Przyczyną są korzenie drzew i krzewów, które przerastają całą glebę i wysysają z niej wszelkie możliwe składniki pokarmowe oraz wodę. Dlatego tak trudno do dojrzałego już ogrodu wprowadzić nowe rośliny: bo miejsce pod ziemią, którego dla siebie potrzebują jest już zajęte.

Na tą okoliczność Larry ma następujące rady:
przede wszystkim nie tniemy korzeni głównych drzew! Korzenie pomniejsze – jak najbardziej można i trzeba, ale tych grubych Larry radzi nie ruszać. Nie tylko dlatego, że osłabiamy drzewo, a w drastycznych wypadkach możemy doprowadzić do jego śmierci, ale również dlatego, że drzewo będzie starało się szybko uzupełnić straty i bardzo szybko wypuści z uciętego miejsca kilka nowych i silnych korzeni. A one radośnie wrosną w tą świeżutką ziemię, którą damy w dołek przygotowany dla nowej rośliny. W efekcie młoda roślina będzie miała trudniej z tymi nowymi korzeniami niż miałaby ze starym.
Potwierdzam. Trzy lata temu, zakładając ogródek, ucięłam kilka grubych korzeni świerków. W tym roku, robiąc tam nowe, podwyższone rabaty odkryłam, że z każdego cięcia wyrosły po trzy nowe korzenie, mniej więcej tej samej grubości i długości co te stare. Niczym hydra:D

W przypadku zakładania całych rabat od nowa Larry wypraktykował, że bardziej mu się sprawdza metoda „no-dig” niż tradycyjna. Metodą tradycyjną przekopuje się cały teren, usuwa chwasty i przekopuje starą ziemię ze świeżym kompostem, ziemią liściową, obornikiem – co tylko mamy. Metodą „no-dig” przykrywamy cały teren kilkoma warstwami gazet (zduszą wszelkie chwasty pod spodem) i przysypujemy warstwą ok. 20 cm świeżej ziemi.
Metoda „no-dig” jest zdecydowanie szybsza i łagodniejsza dla kręgosłupa. Ale chyba nie w każdym ogrodzie jest możliwość podniesienia poziomu ziemi o całe 20 cm. W przypadku dużych rabat, 20 cm oznacza ogromne ilości ziemi (i ogromne koszty). Nie wspominając już o tym, że nie wolno przysypywać tak wysoko pni drzew, bo kora zaczyna gnić i wdają się choroby grzybowe.

W przypadku gdy dosadzamy tylko jakąś pojedynczą roślinę, Larry radzi, żeby „dać jej fory” i osłonić dołek przed żarłoczną konkurencją. Można to zrobić na dwa sposoby:
– wykopać trochę większy dołek niż zwykle i wyłożyć go kilkoma warstwami gazet, które rozłożą się po kilku miesiącach; w tym czasie nowa roślina będzie miała czas, żeby spokojnie się ukorzenić;
– w przypadku bardziej cennych/delikatnych roślin można zrobić stałą barierę i posadzić je po prostu w plastikowej donicy; oczywiście, donica musi być odpowiednio duża, żeby pomieściła dorosłą roślinę; w tym przypadku Larry radzi, żeby raz w roku donicę obracać (dlatego lepiej, żeby rant wystawał nad ziemię) i co jakiś czas wymieniać część ziemi na świeżą. To obracanie donicy jest po to, żeby korzenie sąsiadów nie wrosły do środka przez otwory w dnie (Larry ma chyba do czynienia z wyjątkowo drapieżnymi drzewami w swojej okolicy:D).

I to by było chyba na tyle, jeśli chodzi o rady Larry’ego Hobsona odnośnie ogrodów cienistych. Jeśli zaś chodzi o moją osobistą opinię…. Uwielbiam przebywać w ogrodach z drzewami: mają niepowtarzalną atmosferę, klimat dużo bardziej sprzyjający wypoczynkowi (chłodniej latem a cieplej zimą niż na otwartej przestrzeni) a słońce przefiltrowane przez liście i tańczące po kwiatach daje niezwykle uroczy efekt (co – mam nadzieję – widać na zdjęciach). Jednak jako właścicielka cienistego ogrodu mam stanowczy niedosyt kolorowych kwiatów i rabat zmieniających się w różnych porach roku. Podobnie jak Iza, nieustająco poszukuję roślin, które chcą kwitnąć nawet w cieniu i maksymalnie wykorzystuję możliwości tych nielicznych słonecznych miejsc w ogrodzie, które mam do dyspozycji.
A jak Wy zapatrujecie się na cieniste ogrody? Lubicie? Macie? Jak sobie z nimi radzicie? Zgadzacie się z uwagami z książki? Jak zwykle jestem chętna do dyskusji:D.
Cóż za prowokacyjny tytuł :D Uwielbiam ogrody cieniste. Rośliny tolerujące cień są wg mnie najpiękniejszymi roślinami w świecie roślin, bo nie tylko wiele z nich potrafi kwitnąć, ale na dodatek mają prześliczne liście. Cieniste rabaty są ciekawsze, a mimo to spokojniejsze niż rabaty słoneczne. Nie mogę ocenić, czy są mniej pracochłonne, bo mam niestety tylko jedną rabatę cienistą, a na rabatach słonecznych również nie mam wiele pracy (dzięki Ci mój buszu roślinny ;)).
Jaka szkoda, że książka Jörga Pfenningschmidta „Hier wächst nichts” (Tu nic nie urośnie) nie jest przetłumaczona na język polski. Myślę, że ta pozycja również wiele by wniosła do tego artykułu :)
Dla niektórych prowokacyjny:D. Ale na grupach ogrodowych naprawdę dość często można spotkać posty typu: „ratunku, mam cienisty ogród! Co mogę w nim posadzić?!”. Bardzo chętnie bym przeczytała tą książkę, ale jak napisałam autorowi, że szkoda, że przynajmniej po angielsku nie została wydana, to tylko śmiechem wybuchnął „Anglicy mieliby czytać, co Niemiec ma do powiedzenia o ogrodach? Absurd!”:D. A odnośnie pracochłonności, to zajrzyj tutaj w piątek – mam dla Was ciekawostkę:D
Nie tylko madry, ale i skromny na dodatek ;) Nawet Niemcy maja swoje nieliczne rodzynki ogrodowe ;) Skoro „Kolory w ogrodzie” Wolfganga Borchardta zostaly przetlumaczone na polski, to ksiazka Pfenningschmidta tez powinna. Jest pare takich ksiazek, ktore wg mnie powinny zostac przetlumaczone na podstawowe jezyki miedzynarodowe jak angielski, hiszpanski, polski ;) Np. biblia niemieckich ogrodnikow „Byliny i ich obszary wystepowania” Hansen i Stahl, czy tez „Żywe tabele ogrodowe: Wykorzystanie roślin w każdej sytuacji w ogrodzie” Karla Foerstera.
Tutaj tez wielu ogrodnikow tak reaguje na cieniste ogrody :) Sa zadziwieni, gdy widza ile roslin mozna w nich posadzic.
W piatek zajrze oczywiscie, ciekawam co przygotowalas.
Faktycznie, już same tytuły budzą zainteresowanie:D
Dla mnie ideałem byłoby ogród z przodu domu z miejscem słonecznym, a z tyłu z ogrodem leśnym :) dwoistość natury ogrodnika ze mnie wychodzi.
Nie tylko dla Ciebie to ideał!
:D. Tak, też podejrzewam, że więcej chętnych by się znalazło do takiego układu:D
Zjeść ciastko i mieć ciasto:D. Ja bym chciała dużą działkę, na której z rzadka rośnie kilka dużych drzew:D
Matko, jaki trawnik. Jak można mieć takie trawnik w cieniu?
I patent z gazetami świetny. I tytuły do kupienia…
Ja bym bardo chciała kolorowo, ale również „nie narobić się”, więc nie wróżę sobie powodzenia… :D
Nie mówię, że się nie da, ale łatwo pewnie nie będzie:D.
A z trawnikiem to jest dziwnie, bo u mnie też najlepszy jest pod lipami, czyli teoretycznie w cieniu:D. Najgorszy jest pod tujami. Na słońcu jest ładny pod warunkiem, że regularnie pada deszcz:D