Instapiątek na amerykańskich przedmieściach

Trend na zamianę krótko wykoszonego trawnika na naturalną murawę rośnie w siłę: za każdym razem kiedy na grupie ogrodniczej ktoś się zapyta o usuwanie chwastów w trawniku natychmiast podnosi się krzyk, że to nieekologiczne, a kwitnąca koniczyna jest taka urocza. Jest. Ale ludzie! Nie wszędzie da się zrobić łąkę i nie wszędzie łąka pasuje! No litości:D

Tym niemniej, są miejsca gdzie trawniki są zdecydowanie zbędne i takimi miejscami – moim stanowczym mniemaniu – są przedogródki. Nikt tam z piłką nie biega, więc naprawdę nie ma potrzeby utrzymywania tam idealnego trawniczka. Sąsiadom można imponować innymi sposobami:D.

Jeszcze u nas, w Europie, to pół biedy, bo przedogródki zwykle są nieduże ale w Hameryce…. Wszyscy znamy te hektary trawników przed domami, pieczołowicie koszone co sobotę. Stały się takim samym symbolem „american way of life” jak prawo do broni i z taką samą zaciętością są bronione. Ale kropla drąży skałę i może to się kiedyś zmieni dzięki takim prekursorom nasadzeń naturalistycznych, jak np. Benjamin Vogt.

Poniżej kilka zdjęć z jego ogródka frontowego. Jest kontrast z resztą ulicy, prawda?:)

 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

 

I’ve been running a FB ad for my business this spring and I get plenty of „fun” comments on it. The most common refrain goes something like „at the farm we call this a weed patch” or „the city will come mow that down for you” or my favorite „this is full of invasive weeds including musk thistle” (a misidentification of Echinacea from someone with a hort degree). It’s hard not to be upset about these comments, but I have to step back and think about the social indoctrination we go through and the things most folks don’t realize or know about. One person said „good luck with the snakes, rats, and lice.” Well, you know snakes eat disease-carrying rodents, rats are attracted to human food not plant seeds, and I have yet to get lice from a coneflower. Seriously, if you have research on gardens supporting lice infestations I’m all ears. Lately, I’ve been reading research on how a diverse, native-plant filled home landscape decreases the occurrence of inflammatory diseases among kids later on in life, as beneficial microbes land on their skin or are inhaled / ingested. What’s the worst thing for kids? A simplified landscape. What’s the worst thing for our communities? A simplified landscape. #garden #gardenlife #gardening #gardendesign #landscapes #landscapedesign #nativeplants #health #environment #kids #community #suburbia #nature #naturelover #climate #wildlife #pollinators #birds #flowers #instaflower #igdaily #photooftheday #nebraska #lnk #oma #midwestmoment #rethinkpretty #prairie #prairieup

Post udostępniony przez Monarch Gardens, Benjamin Vogt (@monarchgardensbenjaminvogt)

Z komentarzy pod drugim zdjęciem widać, że zmiany idą powoli ale nadejść muszą, bo statystyki pokazują, że w USA do trawników zużywa się więcej pestycydów i nawozów sztucznych niż do upraw jadalnych (w przeliczeniu na akr), co przecież jest absurdem. Biznes około-trawnikowy stanowi największą część sektora rolniczego (tutaj źródło) – i to jest drugi powód, dla którego zmiany będą bardzo powolne: bo szkodzą interesom wpływowego lobby.

2 myśli na “Instapiątek na amerykańskich przedmieściach”

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *