Trend na zamianę krótko wykoszonego trawnika na naturalną murawę rośnie w siłę: za każdym razem kiedy na grupie ogrodniczej ktoś się zapyta o usuwanie chwastów w trawniku natychmiast podnosi się krzyk, że to nieekologiczne, a kwitnąca koniczyna jest taka urocza. Jest. Ale ludzie! Nie wszędzie da się zrobić łąkę i nie wszędzie łąka pasuje! No litości:D
Tym niemniej, są miejsca gdzie trawniki są zdecydowanie zbędne i takimi miejscami – moim stanowczym mniemaniu – są przedogródki. Nikt tam z piłką nie biega, więc naprawdę nie ma potrzeby utrzymywania tam idealnego trawniczka. Sąsiadom można imponować innymi sposobami:D.
Jeszcze u nas, w Europie, to pół biedy, bo przedogródki zwykle są nieduże ale w Hameryce…. Wszyscy znamy te hektary trawników przed domami, pieczołowicie koszone co sobotę. Stały się takim samym symbolem „american way of life” jak prawo do broni i z taką samą zaciętością są bronione. Ale kropla drąży skałę i może to się kiedyś zmieni dzięki takim prekursorom nasadzeń naturalistycznych, jak np. Benjamin Vogt.
Poniżej kilka zdjęć z jego ogródka frontowego. Jest kontrast z resztą ulicy, prawda?:)
Z komentarzy pod drugim zdjęciem widać, że zmiany idą powoli ale nadejść muszą, bo statystyki pokazują, że w USA do trawników zużywa się więcej pestycydów i nawozów sztucznych niż do upraw jadalnych (w przeliczeniu na akr), co przecież jest absurdem. Biznes około-trawnikowy stanowi największą część sektora rolniczego (tutaj źródło) – i to jest drugi powód, dla którego zmiany będą bardzo powolne: bo szkodzą interesom wpływowego lobby.
Według mnie pięknie coś takiego wygląda, uwielbiam różnorodność, do tego kwiaty i trochę dzikości :)
Cześć Łukasz, wiesz że jesteś chyba pierwszym panem, który u mnie komentuje posta? Rodzynek:D Mnie też się podobają te nasadzenia.