W świecie ogrodniczym, jak powiesz „ogród angielski” to większość ludzi odpowie natychmiast „Great Dixter”. To jeden z czołowych ogrodów angielskich, zawsze wymieniany wśród pierwszej piątki ogrodów wartych zobaczenia w Wielkiej Brytanii (a konkurencję ma dużą). Słynie przede wszystkim z wyjątkowo bujnych, szokująco kolorowych, obsadzonych z niezwykłym rozmachem rabat mieszanych. Swoją sławę zawdzięcza jednemu człowiekowi: Christopherowi Lloydowi.
Great Dixter to nazwa historycznej posiadłości, która została zbudowana w XV w., jednak swoją ogrodową historię rozpoczęła dopiero na początku XX w. kiedy to trafiła w ręce rodziny Lloydów. Posiadłość zakupił Nathaniel Lloyd, przedsiębiorca z zamożnej rodziny, który odniósł taki sukces w biznesie, że mógł zrealizować marzenie każdego Anglika: zrezygnował z biznesu, zakupił posiadłość ziemską i przekwalifikował się na typowego angielskiego gentlemana. Przy pomocy znanego architekta, Edwina Lyutensa, rozbudował dom oraz założył ogród w nowym wówczas stylu „Arts&Crafts”. Rozplanowanie całej przestrzeni, umiejscowienie żywopłotów, ścieżki, place – to wszystko jest dziełem tej pary.
Jednak swoją sławę Great Dixter zawdzięcza absolutnie wyjątkowym, „wysokooktanowym” rabatom, wypełniającym po brzegi zimozielone ramy. Są one dziełem Christophera – syna Nathaniela, który przejął posiadłość w połowie lat 50-tych i dał w niej pełny upust swojej nieokiełznanej pasji do ogrodnictwa. W efekcie powstał ogród będący kwintesencją angielskiego stylu ogrodowego (bujne, kolorowe nasadzenia ujęte w formalne ramy) a jednocześnie ogród niezwykle oryginalny, będący wyrazem buntowniczej natury jego twórcy.
„Christo”, jak był powszechnie nazywany, nie obawiał się kontrastowych zestawień kolorów, chętnie witał samosiew i pozwalał roślinom swobodnie wylewać się na ścieżki. Zawsze szukał sposobów na przedłużenie atrakcyjności nasadzeń i wywołanie jak największego efektu. Jeśli oznaczało to więcej pracy – cóż z tego? Jak kiedyś powiedział „Wszyscy chcą ogrodów małoobsługowych. Mnie interesują ogrody bardzo obsługowe”. Jego rabaty mogą sprawiać wrażenie wręcz chaotycznych i przerośniętych ale jest to efekt jak najbardziej celowy. Co więcej – osiągnięcie takiego efektu „kontrolowanego chaosu” jest bardzo trudne i świadczy o głębokiej znajomości roślin.
Spośród wszystkich rabat w Great Dixter, najsłynniejsza jest tzw.: Long Border – Długa Rabata o długości 60m i głębokości 4,5m, co daje powierzchnię ok. 250m2. Tylko jedna rabata! Żeby była piękna i kolorowa przez cały sezon, Christopher (a jego następca, Fergus Garrett kontynuuje tą tradycję) posadził na niej niemal wszystkie dostępne rodzaje roślin: na rabacie można zobaczyć krzewy zimozielone i zrzucające liście, pnącza, byliny, rośliny jednoroczne. Nakład pracy potrzebny do utrzymania takiej ilości gatunków jest ogromny a Garret (wzorem Christophera) jeszcze jej sobie dokłada, nieustannie eksperymentując i zmieniając kompozycje.
Innym, bardzo znanym elementem jest Exotic Garden, czyli Ogród Egzotyczny, wypełniony roślinami tropikalnymi. Powstał w połowie lat 90-tych, kiedy to Christo postanowil usunąć znajdujący się tam wcześniej ogród różany. Wzbudziło to ogromne kontrowersje w Anglii (to chyba jedyny kraj, w którym zmiana nasadzeń w jakimś ogrodzie może stanowić powód do ogólnonarodowej burzy).
Oprócz pokoi wypełnionych kwiatami na nieruchomości rozmieszczonych jest kilka łąk, każda o innym charakterze: jedna od strony wejścia głównego; inna w sadzie, pod drzewami owocowymi; kolejna wśród cisowych topiarów, które cudownie kontrastują z falującymi kwiatami. Ich pojawienie się w ogrodzie to z kolei zasługa Daisy – matki Christophera, która również była utalentowaną ogrodniczką.
Sławę i rozpoznawalność Great Dixter zawdzięcza częściowo drugiej pasji Christophera: pisarstwu. Przez całe życie Christopher obficie i szczodrze dzielił się swoją ogromną wiedzą ogrodniczą poprzez niezliczone wykłady, cykliczne felietony w prasie oraz książki – napisał ich dwadzieścia pięć. Posiadam trzy z nich i mogę potwierdzić, że łączą w sobie wysoką wartość edukacyjną i rozrywkową. Niewiele książek ogrodniczych przeczytałam z taką przyjemnością jak „The well-tempered garden„. Tytuł można przetłumaczyć jako „Ogród dobrze ułożony”.

Jest to o tyle zabawne, że sam Christo zdecydowanie nie był „dobrze ułożony”. Zachowało się mnóstwo anegdot, świadczących o jego ciętym języku i dość złośliwym charakterze. Przykładowo: odwiedził kiedyś ogród pewnej pani, który cieszył się znaczną renomą. Obejrzał go ale po powrocie do domu nie zająknął się na jego temat ani słówkiem, zaczął się natomiast zachwycać jakimś drzewem rosnącym u sąsiada. Właścicielka ogrodu powiedziała mu, że jej znajoma planuje nazwać swoje dwa psy „Christopher” i „Lloyd”. Christo zapytał się, czy to dlatego, że znajoma interesuje się ogrodnictwem. Odpowiedź padła, że „Nie. To dlatego, że obie z nich to suki”! Podobno potem zostali wielkimi przyjaciółmi:).
Nie będę oryginalna: bardzo bym chciała zobaczyć ten ogród na żywo. Najchętniej w kilku różnych porach roku, bo podejrzewam, że dopiero wtedy można naprawdę docenić mistrzostwo jego twórców. Kiedyś sądziłam, że to dość typowy ogród angielski ale porównanie ze zdjęciami innych ogrodów, które można zobaczyć chociażby u Tamaryszka albo u Kasi Bellingham dość szybko pokazuje różnicę.
* zdjęcie z czołówki wykonane przez: Rictor Norton & David Allen; źródło tutaj;
No, właśnie, tak, jak napisałaś na końcu, Great Dixter wcale nie jest takie typowe. Widać tę, wspomnianą przez Ciebie, buntowniczą naturę Lloyda i jego nowatorskie podejście do kompozycji i ogrodnictwa w ogóle. Nie jestem znawcą, ale uderzyło mnie to od razu. Miałam to szczęście widzieć ogród na żywo, niestety, tylko raz. I powiem coś, za co pewnie dostanę po głowie – nie zachwyciły mnie te kontrasty. I nie mam tu na myśli nietypowych zestawień kolorystycznych, raczej oryginalne zestawienia gatunków. Na szczęście, to Ty wspomniałaś o chaosie… Ja wolę chyba bardziej spokojne zestawienia.
Jak by nie było, to niewątpliwie ogród wart zobaczenia i bardzo inspirujący, choćby do przemyśleń.
Przyznaję, że ja na początku dałam się nabrać i myślałam, że ten ogród to typowy przykład stylu angielskiego. Musiałam się trochę dokształcić, żeby wyłapać różnice:D