Uwaga: śmiercionośne tuje atakują!

tuje trują

Tuje trują! Zawierają szkodliwy tujon, który dusi! Może nawet zabić! Wystrzegajcie się ich! Taki apel dźwięcznie się niesie po internecie. Jak to się stało, że w ciągu dwóch-trzech lat tuje spadły z pozycji „najpopularniejszej rośliny ogrodowej” na pozycję wroga publicznego nr 1?

Od lat ludzie uważający się za „wyrobionych ogrodniczo” narzekali na zalewającą Polskę „tujozę” i apelowali, żeby sadzić w ogrodach coś – cokolwiek – innego niż tuje i trawnik. Bezskutecznie. Tuje – uważane za szybko rosnące, bezproblemowe i tanie – wykosiły całą konkurencję. Sadzone były masowo. Ziarno jednak zostało zasiane, bo gdy rozeszła się wieść o ich trujących właściwościach, znalazła podatny grunt i rozniosła się niczym pożar po suchym lesie. Teraz, jeśli chcesz się w jakiejkolwiek grupie ogrodniczej zapytać o sadzenie tui, to lepiej od razu przyznaj się, że lubisz zwabiać dzieci do swojej piwnicy. Szybciej zginiesz.

Skąd się wzięła ta psychoza?

Mechanizm jest znany od dawna: bierzesz prawdę, tu trochę nagniesz, tam trochę uprościsz – jeśli uda Ci się to zrobić tak, żeby całość była nadal wiarygodna ale budziła w ludziach strach – BAM! Masz sensację. Dokładnie na tej zasadzie oparto artykuł na temat toksyczności tui w jednym z brukowców. Zacytuję całość, żeby nie linkować i nie nabijać im statystyk: 

Tuja jest szkodliwa dla zdrowia. Większość ludzi nie wie o tym, że wszystkie jej organy zawierają keton monoterpenu (tujon), który jest substancją trującą dla naszej tkanki nerwowej i może spowodować w dawce toksycznej wystąpienie drgawek lub trwałych uszkodzeń komórek nerwowych.

 

Substancje toksyczne, które obecne są w organach żywotnika mogą wpływać na organizm człowieka zarówno podczas kontaktu z rośliną, jak i podczas wdychania jej oparów. Mogą powodować wysypkę i podrażnienie skóry. Olejki eteryczne tui mają najsilniejsze działanie na ludzi szczególnie pod koniec marca i na początku kwietnia. Mogą  wywoływać m.in. zawroty głowy, katar sienny, suchy kaszel, astmę i duszności.

Postów prostujących te półprawdy napisano już całe mnóstwo (chyba najlepszy znalazłam tutaj) ale szambo już wylało i teraz długo jeszcze będzie śmierdzieć. Naprawdę nie chce mi się powtarzać tego samego, co inni napisali już tysiąc razy ale tak w największym skrócie:

– tak, tuje zawierają tujon; podobnie jak piołun, bylica, szałwia i wrotycz.

– nie, tujonem nie da się zatruć drogą wziewną – tylko poprzez spożycie.

– tak, tujon jest neurotoksyną: działa pobudzająco na układ nerwowy. W małych dawkach może mieć działanie lecznicze, a w dużych jest niebezpieczny. Co to znaczy dużych? Przyjmuje się, że śmiertelna dawka tujonu to 5 g (wszystkie dane z podanego wyżej linka). Zawartość tujonu w gałązkach zależy od różnych czynników ale przyjmijmy, że w 1 g masy zielonej jest go ok. 7,6 mg (czyli 0,0076 g). Żeby spożyć 5g tujonu, trzeba zatem zjeść ponad pół kilo tujowej zieleniny. Ktoś jadł ostatnio sałatkę z tui?

– tak, na przełomie marca i kwietnia tuje pylą, tak samo jak np.: brzozy, co u osób podatnych może powodować reakcje alergiczne. Ale nikt nie krzyczy, że brzozy są toksyczne, prawda?

– krążą także plotki, że tuje przyciągają komary i kleszcze, za to unikają ich pszczoły. Na ten temat nie ma żadnych badań, ale komary i kleszcze lubią po prostu siedzieć w krzakach. Jak ktoś ma na na działce tylko trawnik i tuje, to gdzie mają siedzieć? A pszczoły po prostu nie mają czego szukać w tujach, więc koło nich nie latają. Ot, i cała tajemnica. Prawdę powiedziawszy, to olejek eteryczny z tui ma podobnież właściwości odstraszające komary i kleszcze – niektórzy wytwarzają z niego repelent.

Dalej jesteście sceptyczni? W takim razie zapytam się: skoro te tuje są tak strasznie szkodliwe, to jak to się dzieje że nie słychać o masowych zachorowaniach z ich powodu? Przecież przez ostatnie kilkanaście lat nasadzono ich tyle, że w zasadzie trudno jest znaleźć ogródek bez tui w pobliżu. Przy takiej ich ilości powinniśmy mieć chyba epidemię, no nie? A tu jakaś podejrzana cisza…

Dobra. Zostawmy kwestię toksyczności na boku. 

To sadzić w końcu te tuje czy nie sadzić?

Osobiście nie lubię tui ale z zupełnie innych względów. Mają bardzo płytki i szeroki system korzeniowy. Ich korzenie jak macki rozłażą się po całej okolicy i wyciągają z niej wszystko co tylko mogą. To trudne towarzystwo dla innych roślin.

Nie są też tak bezproblemowe, za jakie się je uważa. Lubią duże ilości wody, na błędy w pielęgnacji reagują brązowieniem igieł a w sprzyjających warunkach mogą łapać różne choroby grzybowe. Tym niemniej mają trzy bardzo istotne zalety:

– szybko rosną, co pozwala prędko uzyskać poczucie prywatności;

– wraz z cisami stanowią najbardziej mrozoodporne zimozielone rośliny żywopłotowe, dzięki czemu bez obaw można je sadzić w całej Polsce;

– rzeczywiście są tanie; niektórzy mogą kręcić nosem na tak przyziemny argument, ale jeśli ktoś dużym wysiłkiem postawił właśnie dom, a do obsadzenia ma ponad 100 mb. ogrodzenia, to każde 10 zł różnicy w cenie jednej sadzonki skutkuje czterocyfrowymi oszczędnościami.

Mają jeszcze jedną zaletę, ale ponieważ jest ona jednocześnie główną przyczyną niechęci do nich (to znaczy była, dopóki nie zaczęła się ta cała historia z toksycznością), nie wymieniłam jej z pozostałymi. Mianowicie, tuje z natury mają zwarty, kolumnowy pokrój, więc wielu osobom wydaje się, że nie trzeba ich przycinać. Ani w pionie, ani w poziomie. W efekcie tereny zabudowane są poszatkowane wysokimi żywopłotami przypominającymi nierówne ostrokoły. Wyglądają niczym krzywo ucięta grzywka i w żaden sposób nie wtapiają się w krajobraz. Właśnie to przyczyniło się do powstania terminu „tujoza”.

Tuje schludnie przycięte w równą ścianę ładnie wyglądają, spełniają swoją rolę osłony i tła dla innych roślin i nie budzą absolutnie żadnych kontrowersji. Który z poniższych żywopłotów bardziej Wam się podoba?

Podsumowując:

Odnoszę wrażenie, że internet bardzo wzmacnia instynkt stadny u ludzi. Jak była moda na tuje, to złego słowa nie można było na nie powiedzieć, bo reakcja była w stylu „Łolaboga, te tuje takie świetne, takie tanie – nie ma sensu sadzić nic innego i co mi tu gadasz o innych roślinach!”. Teraz moda się odwróciła, więc na każde pytanie o żywopłot zgodna odpowiedź internetu brzmi „Wszystko, tylko nie tuje, a najlepiej naprzemiennie czerwone i żółte pęcherznice!” Serio – to najczęstsza rada w tym temacie. Koszmarna ale to już temat na kolejny post:D. Tymczasem tuje to takie same rośliny jak inne: mają swoje zalety i wady. Można sadzić jak najbardziej, ale trzeba wiedzieć po co i wiedzieć jak. I tyle.

4 myśli na “Uwaga: śmiercionośne tuje atakują!”

  1. Świetny i ciekawy artykuł. Mam bardzo duży ogród a tuje rosną w kilku zakątkach. Rosną tak od kilkunastu lat a dzięki systematycznemu przycinaniu wciąż wyglądają efektownie. Obawy – nie, na pewno mniejsze niż przy zbieraniu konwalii:)
    Ale rzeczywiście tujoza jest wszechobecna i często psuje wygląd ogrodu.
    Serdecznie pozdrawiam.

  2. Jak zawsze w pytkę :D Jakoś preferuje u Ciebie posty „dlaczego nie”, nawet jeśli biją w moje upodobania, ale język masz wtedy taki giętki i uroczo piecze gdy dotkniesz. Zamawiam „dlaczego NIE pęcherznice” bo właśnie przesadzam obie pod południowym płotem. Niestety obie Diablo :D

    1. :D:D:D Tak, „nudne” porady typu „sadzić w grupach” czy „najpierw zrobić projekt” zupełnie inaczej się pisze niż takie, które mogą komuś nadepnąć na odcisk:D. Wtedy muszę się bardziej nagimnastykować, żeby mnie fala hejtu nie zalała. Nie jestem na to gotowa:D
      Temat pęcherznic poruszę w poście o żywopłotach ale planuję go zrobić dopiero na początku zimy, jak temat będzie bardziej aktualny. W każdym razie, nie mam nic przeciwko pęcherznicom ogólnie; protestuję jedynie przeciwko sadzeniu naprzemiennie odmian żółtych i bordowych. Zrobię wszystko, żeby ukrócić ten niebezpieczny trend w zalążku, bo inaczej za parę lat zamiast „tujozy” będziemy mieli „pęcherznicozę”:D.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *