Wiecie, że właśnie trwa największe doroczne wydarzenie w świecie ogrodniczym? Odpowiednik Oskarów w świecie filmu? Fashion Week-u w świecie mody? Ogrodowi wyjadacze wiedzą oczywiście, że mówię o Chelsea Flower Show – wystawie organizowanej od ponad stu lat przez Królewskie Towarzystwo Ogrodnicze (RHS) w Londynie. Jak wiadomo – Brytyjczycy uczynili z ogrodnictwa niemalże sport narodowy, zatem nic dziwnego, że to właśnie ich impreza osiągnęła status celebrycki (choć pamiętać należy, że nie jest to jedyna wystawa organizowana przez RHS). To tutaj można zobaczyć Monty Dona, robiącego wywiad ze światowej klasy projektantem ogrodów albo księżną Kate podziwiającą wystawę róż. A oprócz nich – 160 tysięcy innych osób, które w ciągu tych paru dni przewijają się przez teren wystawy. Na alejkach podobno bywa tłoczno:D.
wizyta rodziny królewskiej na wystawie w 2013 r.
Wszyscy ci ludzie pojawiają się jednak nie po to, aby zapoznać się z ofertą wystawców, choć wystawiają się tam najlepsi szkółkarze i producenci artykułów ogrodniczych (z wyjątkiem krasnali – krasnale są zbanowane:D). Największą uwagę przyciągają i największe emocje budzą ogrody pokazowe. Jest ich kilka kategorii: od mniejszych, bardziej kameralnych Artisan Gardens, przywołujących tradycyjne zanikające już rzemiosła czy materiały, do tych głównych Show Gardens, realizowanych przez topowych projektantów za kosmiczne kwoty, wyznaczających (w założeniu) najnowsze trendy w ogrodnictwie.
I teraz z tymi trendami… Na pierwszy rzut oka (zwłaszcza niewprawnego) te ogrody są do siebie bardzo podobne. Jedne mogą przywoływać tradycyjne krajobrazy (jak np.: zeszłoroczny zdobywca złotego medalu pt.: „Witamy w Yorkshire” projektu Marka Gregory’ego), inne typowo nowoczesne projekty (jak np.: zdobywca srebrnego medalu pt. „LG Eco-City Garden” projektu Hay-Joung Hwanga) ale wszystkie prezentują podobny styl nasadzeń. Bardzo gęsty, napakowany, naturalistyczny. Ten styl jest zresztą powodem kontrowersji wśród znajomych ogrodniczek. Te, które wolą nowoczesne, minimalistyczne nasadzenia określają te rabaty wręcz jako busz i chaos i nie widzą w nich inspiracji dla siebie.
Ten naturalistyczny styl, o ile mi wiadomo, przebojem wprowadziła Mary Reynolds, której ogród w 2002 roku bezapelacyjnie wygrał pierwsze miejsce (przy okazji zapewniając jej tytuł najmłodszej zwyciężczyni w historii wystawy) i od tej pory najwyraźniej nadal obowiązuje na wystawie, bo nigdy nie udało mi się zobaczyć tam bylin sadzonych w szpalerze. Drzewa, żywopłoty – owszem ale byliny zawsze są posadzone naturalistycznie.
zwycięski ogród z 2018 r.
(wiecie że wszystkie te ogrody powstają w ciągu dwóch tygodni? ten też, mimo że wygląda jak stał tu od 300 lat)
W ogóle widać, że trend naturalistyczny coraz mocniej się trzyma, co jest oczywiście związane ze zmianami klimatu. Typowy angielski trawnik pojawił się w 2016 roku tylko w jednym ogrodzie, w 2017 też tylko w jednym i dużo mniejszy, w 2018 ani razu. Coraz częściej za to pojawiają się ogrody inspirowane klimatami suchymi (np.: uroczy ogródek mający przypominać winnicę w RPA, lub mniej mi się podobający ale zwycięski ogród inspirowany klimatem śródziemnomorskim). Ten drugi ogród niektórym w ogóle może nie przypominać ogrodu ale jest to ważne przypomnienie, że może robienie angielskiego trawnika w subtropikalnym klimacie (tak popularne chociażby w kurortach turystycznych) nie jest ani mądre, ani konieczne.
2017 rok – ogród inspirowany pracami naukowymi nad lekiem na raka piersi
Tutaj może jeszcze zauważę, że jeśli ktoś oczekuje od tych ogrodów inspiracji dla typowych przydomowych ogródków, to może się rozczarować. Bo chociaż ogródki wypoczynkowe oczywiście się pojawiają, to niekoniecznie są w większości. Równie często pojawiają się inspiracje dla przestrzeni publicznych (które przecież stanowią dużą część zleceń projektantów), jak np.: ogród upamiętniający 100-lecie Komisji ds. Grobów Wojennych, albo ogrody symboliczne, przywołujące jakąś ideę, najczęściej związaną ze sponsorem danego ogrodu, np.: ten pokazany wyżej ogród z 2017r. finansowany był przez sponsorów związanych z walką z rakiem piersi, a zwracające uwagę pionowe koła inspirowane były naukowcami w laboratorium, patrzącymi przez mikroskop na komórki ciała (tak, wiem, ja też nie lubię symbolizmu – ale czymś ci projektanci muszą się w końcu wyróżnić, prawda?:).
ogród upamiętniający 100-lecie Komisji ds Grobów Wojennych
(moim zdaniem, ten wieniec na froncie bardzo im nie wyszedł)
W każdym razie, dany ogród nie musi przypominać ogródka przydomowego, żeby stanowić źródło inspiracji. Znam (nieosobiście) osobę, która posadziła u siebie czerwone buki, po tym jak zobaczyła je w ogrodzie Arne’go Maynarda z 2012. Brzozowe zagajniki, w skromniejszych wersjach niż u Sary Price bardzo często pojawiają się na Ogrodowisku. Drzewka wielopniowe, tak często obecnie widywane, też najpierw zaczęły się pokazywać na CHFS, np.: u Toma Stuarta-Smitha w 2006 r., czy u Luciano Giubbilei w 2014 r. Graby, które obecnie są tak popularne, że trudno je dostać w szkółkach pokazywał Ulf Nordfjeld, w ogrodzie uznawanym za jeden z najlepszych w całej dekadzie. A te piny z ogrodu z 2014 r. są nieustająco bardzo popularne i regularnie pojawiają się na kolejnych tablicach.
To jak? Podobają się Wam klimaty Chelsea Flower Show? Czujecie się zainspirowani? Chcecie więcej? Jeśli tak, to zapraszam po weekendzie, na subiektywny przegląd tegorocznych ogrodów.
Podobają się, oczywiście. A dokładnie – nawet jeśli nie wszystkie się podobają, to zawsze są interesujące i pomagają dopracować styl własnego ogrodu. A bylin w szpalerach nie lubię, także rytmicznie przemieszanych. Zdecydowanie bliższy mi jest bardziej naturalistyczny sposób ich sadzenia (matriksowe pomieszanie)lub plamami. A jakie są Twoje preferencje?
Dużo zależy od talentu projektanta i sposobu wykonania rabaty. Znam zachwycające przykłady i swobodnych układów i sztywnych. I odwrotnie też.
U siebie wolałabym swobodne, ale jeszcze nie bardzo umiem zrobić takich, żeby mi się podobały, więc na razie sadzę bardziej regularnie niż bym chciała:D
Ja mam zdecydowanie więcej kłopotu z naturalistycznymi kompozycjami, uważam, że są o wiele trudniejsze. Tak, jakby nie wystarczała znajomość zasad, jakby potrzebna była jakaś niewymierna wrażliwość. Mam nadzieję, że z czasem bardziej mi się będzie udawało.
Zgadzam się! Zrobić rabatę tak, żeby była piękna, a jednocześnie żeby wyglądała, jakby powstała tak całkiem przypadkiem i zupełnie naturalnie – to wyższa szkoła jazdy. Wszelkie „zasady kompozycji” pomagają tylko do pewnego momentu. Żeby wznieść się na wyższy poziom, trzeba artysty, a nie rzemieślnika:D.