Ogród Danusi – część I

Dzisiaj znowu relacja z absolutnie przepięknego ogrodu – obserwatorki mojego konta na fb i insta wiedzą już, o co chodzi. W sierpniu miałam okazję zobaczyć po raz drugi (pierwszy raz był w kwietniu) ogród p. Danuty Młoźniak, znakomitej projektantki, autorki poradnika  „Jak zaprojektować ogród marzeń”, założycielki Ogrodowiska i ogólnie wielkiej pasjonatki kwiatów. Z tej właśnie miłości zaczął powstawać ogród będący przedmiotem dzisiejszego postu.

Na początek zaznaczę, że Danusia (bo tak familiarnie zwracają się do niej wszystkie forumki) na codzień mieszka w zupełnie innym ogrodzie: niewielkim, złożonym głównie z cisowych i bukszpanowych topiarów. Ogród ten cieszy się uznaniem ogrodowych autorytetów, bo zakwalifikował się do 100 ogrodów z całego świata przedstawionych w książce angielskiej autorki Emmy Reuss „Garden Design close-up” (można go obejrzeć tutaj). Jednak Danusia, która regularnie jeździ do Wlk. Brytanii (i nie tylko) oglądać tamtejsze dzieła sztuki ogrodniczej, marzyła o czymś zupełnie innym.

W okolicach 2013 roku nabyła 3 hektary ugoru w pustym polu i zaczęła to marzenie realizować. Historię powstawania ogrodu można prześledzić w tym wątku, a jeśli ktoś nie ma sił przedzierać się przez kilkaset stron, to może pooglądać sobie same zdjęcia z różnych pór roku tutaj.

W każdym razie, żeby nie przedłużać wstępu, napiszę tylko, że pierwsze nasadzenia zaczęły być widoczne w 2017 r. – cztery lata po rozpoczęciu prac. Tyle czasu zajęło przygotowanie ziemi do sadzenia. Zaprawdę powiadam Wam – ogrodnictwo nie jest sztuką dla niecierpliwych!

Na razie zagospodarowana jest może 1/3 całego ogrodu, z czego duża część jest przeznaczona na szkółkę, w której zadołowane są potężne donice z różnymi topiarami, czekającymi na swoje miejsce.

Na pozostałym terenie znajduje się m.in. przepiękna szklarnia, która bardziej przypomina elegancką oranżerię.

 

Wczesną wiosną to wszystko wyglądało zupełnie inaczej: nie było ani tarasu (ułożony z pozostałości po różnych innych pracach – moim zdaniem to majstersztyk sztuki brukarskiej) ani rabat dookoła (z tego co mówiła Danusia – zostały obsadzone trzy dni przed zrobieniem tego zdjęcia).

Za szklarnią widać hektary (i to nie jest przenośnia!) terenu jeszcze czekającego na zagospodarowanie. Ale Danusia ma już na niego plan. Z tego co usłyszałam, plan zapowiada się super-interesująco!

Jest też staw kąpielowy, też niedawno zrobiony. Staw jest bardzo interesujący, bo łączy w sobie zalety basenu (można w nim pływać) i naturalnego stawu (rosną w nim rośliny). Został zaprojektowany tak, żeby nie trzeba było używać w nim chemii. Woda jest zasysana z części basenowej, przepływa przez system filtrów, następnie wypuszczana w części brzegowej, gdzie przepływa przez dwie strefy z roślinami oczyszczającymi. Tyle udało mi się zapamiętać ze szczegółowych tłumaczeń Witka, bardzo technicznego męża Danusi.

Nie wiem czemu zrobiłam mu (temu stawowi – język polski jest strasznie pokręcony) tylko jedno zdjęcie. A nie! W sumie wiem: za bardzo spieszyłam się do tych wszystkich rabat bylinowych, które w sierpniu są akurat w szczycie swojej urody. Zostawiłam znajome, nawet się nie zatrzymałam przy stoliku z ciasteczkami, i tylko obiektywy w aparacie zmieniałam.

W zasadzie, jak dobrze policzyć, to tam są ledwie trzy dojrzałe rabaty plus dwie jednoroczne (o których będzie w następnym poście) i kilka w otoczeniu stawu i oranżerii (jeszcze młode i dopiero „nabierają mocy”). Ale te powierzchnie….

To jest fragment rabaty pod samym ogrodzeniem. Jest bardzo wąska (na oko – mniej niż 2 metry) ale za to nadrabia długością: w tej chwili jest zrobione 150mb(!!!!!), a jeżeli Danusia dociągnie ją kiedyś do samego końca działki, to będzie miała 500m długości! Prawdopodobnie będzie to najdłuższa rabata w Polsce!

Tak wygląda ta rabata od strony bramy wjazdowej. Celowo pokazuję zdjęcie z ludźmi, żebyście miały porównanie skali. Te sadźce, wernonie i miskanty są po prostu obłędne!

Mniej więcej to samo miejsce, tylko sfotografowane z drugiej strony.

Chciałam zauważyć, że moja rabata też ma niecałe 2 m głębokości, ale wygląda zupełnie inaczej. Oj, będą zmiany w przyszłym roku;).

Na prawo od drogi dwie rabaty przedzielone tymczasowym domkiem. Każda z nich tak na oko ma wymiary – bagatela – 30m na 4m. Łącznie co najmniej 240 m2 rabat.

Kolejne przybliżenia pierwszej rabaty:

Zwróciłyście uwagę na ten pasek trawy przed rabatą? To zabieg stosowany w ogrodach angielskich – pozwala na ładniejsze wyeksponowanie rabaty i podkreślenie jej urody. A wiecie, że Danusia nie stosuje żadnych obrzeży na swoich rabatach? Na wzór angielski je po prostu kancikuje, czyli docina trawę specjalną łopatką. Kilkaset metrów bieżących co najmniej dwa razy w roku…

Druga strona tej samej rabaty:

Jak widać, na tych rabatach jest WSZYSTKO: drzewa (tych akurat najmniej ale będą jeszcze dosadzane), trawy, krzewy, róże, topiary (te akurat utonęły w morzu zieleni, ale zimą i wiosną dużo bardziej rzucają się w oczy).

Natomiast myliłby się ten, kto pomyślałby, że Danusia po prostu wykupiła całą ofertę szkółki roślinnej i wsadziła ją jak popadnie.  Wystarczy porównać dwa poprzednie zdjęcia tej samej rabaty.

Po jednej stronie: byliny i trawy w różnych odcieniach bordo i brązu, z dużą ilością roślin „pierzastych”, dodających  lekkości, po drugiej: hortensje przeplatane kalinami kwitnącymi dużo wcześniej, podsadzone hakonechloą, która nie konkuruje z ich gigantycznymi kwiatostanami.

W innym miejscu z kolei kolorem przewodnim jest żółty:

Tu znowu ciemne róże:

Talent Danusi do tworzenia kompozycji kolorystycznych widać szczególnie w aranżacjach najróżniejszych kącików wypoczynkowych. Wyżej pokazywałam białe krzesełka, podkreślone białymi hortensjami, poniżej kompozycje czerwona i pomarańczowa. Kolory dobrane są po prostu perfekcyjnie…

Donice stoją we wszystkich możliwych miejscach…

… i najróżniejszych wydaniach. Poniżej kamienne koryta, w których rosną rojniki.

Ale nie tylko donice służą jako ozdoby. Figurki, rzeźby ceramiczne, zegary słoneczne, ciurkadełka..

Najwięcej jest jednak ozdób metalowych „rdzą malowanych”. Czasem górują nad całą rabatą, czasem dosłownie pływają w trawach, a czasem są skromnie pochowane między bylinami.

Są też takie, których osobiście nigdy w życiu bym nie kupiła w charakterze ozdoby uważając, że są zbyt krzykliwe i nie da się ich ładnie wkomponować w ogród. A Danusi się udało.

Potraktujcie to zdjęcie jako zajawkę drugiej części postu. Bo – wierzcie lub nie – wcale nie te obłędne rabaty mieszane okazały się gwoździem programu tego dnia.

Ps. Jeśli ktoś chce obejrzeć ten ogród na żywo, to niech poluje na informacje o dniach otwartych, które są organizowane kilka razy w roku.Terminy podawane są w tym wątku.

 

6 myśli na “Ogród Danusi – część I”

  1. Chyba za mało czytam… zabrakło mi słów…;). Objawiło mi się szaleństwo bylinowo-trawiasto-krzewiaste i nie ogarniam, jak można to całościowo zaplanować. A potem tak perfekcyjnie zrealizować. Niewyczerpane źródło inspiracji :). Pięknie.

  2. Jak by nie było, to dzieło profesjonalistki.
    Rabaty robią wrażenie. A pasek trawy u stóp tak bogatych nasadzeń robi kawał dobrej roboty.
    Ciekawi mnie sposób organizacji tak długiej rabaty. Wydaje mi się to szalenie trudne. Oglądając zdjęcia szukałam jakiejś powtarzalności (gatunków, kolorów…). Chyba dostrzegłam powtarzające się, młode jeszcze drzewka oraz trawy, Ty zwróciłaś uwagę na wiodące kolory. Czy było coś jeszcze „porządkującego” te długie rabaty?
    A tak na poziomie emocjonalnym – bardzo mi się podobają, również ta ciepła, ale łagodna kolorystyka.
    Uwielbiam dużą ilość donic, a raczej efekt, jaki tworzą. Ale przeraża mnie ich obsługa, dlatego do tej pory nie zdecydowałam się na wprowadzenie tego do swojego ogrodu.
    Słusznie zwróciłaś uwagę na kolorowe mebelki – to przykład jak szybko i tanio można wydobyć wiodącą barwę nawet sporej kompozycji w tle.

    1. Mocnym elementem porządkującym są rośliny zimozielone, które co prawda w drugiej połowie lata trudno wypatrzeć w tym gąszczu bylin, ale są i wiosną dużo bardziej rzucają się w oczy. Powtarzalność wśród bylin jest mniej… „dosłowna”. Powtarzają się nie tyle te same gatunki i odmiany, co faktury, pokroje, kolory.
      Całość robi bardzo naturalne wrażenie. Stonowana kolorystyka stanowi ogromny czynnik „uspokajający” te rabaty. Zauważyłam, że tradycyjne angielskie rabaty – bardzo kolorowe i bez traw – robią na mnie wrażenie krzykliwych i chaotycznych.
      Mnie też pokonała obsługa donic. Robiłam różne podejścia, bo w moim młodym ogrodzie, z trudnymi warunkami glebowo-słonecznymi, donice bardzo by się sprawdziły – ale po prostu nie umiem utrzymać roślin doniczkowych:D.

      1. No, oczywiście, muszę wystąpić w obronie ukochanej Anglii. Tradycyjne, angielskie rabaty krzykliwe i chaotyczne..? Naturalnie, to kwestia indywidualnego odbioru, ale moje wrażenia są inne. Może ogrody typu wiejskiego można tak określić (jak i u nas). W innych – bywają rabaty krzykliwe, ale zdecydowana większość jest spokojnie, harmonijnie skomponowana. W tych najbardziej tradycyjnych nie ma traw, ale i tak nie ma wrażenia chaosu. Powiem Ci, że według mnie, ogrody angielskie są zdecydowanie bardziej spokojne w odbiorze niż polskie (mimo dużych, barwnych rabat bylinowych).

        1. Masz rację, Izo. Jestem po prostu po lekturze książek Christophera Lloyda, który był znany z odważnych zestawień kolorystycznych, i dokonałam nieuprawnionej ekstrapolacji jego rabat na wszystkie rabaty angielskie – co oczywiście jest bez sensu:D.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *