Jak przygotować ziemię w ogrodzie

Wiecie, aż mi głupio się przyznawać. Pandemia szaleje, gospodarka pada, ludzie się boją o życie i pracę, a ja sobie po cichutku myślę, że ta wymuszona izolacja wypadła w idealnym dla ogrodników czasie…. Chyba po raz pierwszy w życiu bez stresu ogarnę większość prac ogrodowych… Nawet górę kompostu sobie zamówiłam do rozplantowania po rabatach.

A z tego co widzę, nie tylko ja korzystam z dodatkowego czasu na prace ogrodowe, bo w internecie zaczyna pojawiać się bardzo dużo pytań o zakładanie ogrodu: od czego zacząć, jak sobie poradzić z chwastami, jak przygotować ziemię. Pomyślałam zatem, że może będę mogła coś doradzić w tym temacie.

Oczywiście, sama mam więcej niż skromne kompetencje aby radzić w tym temacie. W swoim życiu zakładałam tylko jeden ogród – swój własny, bardzo niewielki, i to było jeszcze zanim poznałam Ogrodowisko. Teraz uważam, że kiepsko to zrobiłam i gdybym zaczynała jeszcze raz, to bym się bardziej przyłożyła. Nie wszystkie rabaty udało mi się przygotować tak, jak tą, której zdjęcia tu pokazuję. Dlatego do napisania tego postu wykorzystałam (za zgodą autorki rzecz jasna) teksty pisane na przestrzeni lat przez Toszkę – guru Ogrodowiska w zakresie wiedzy ogrodniczej. Pod tym przydomkiem jest znana na forum i niech to Wam wystarczy. Beyoncé też nikt o nazwisko nie pyta. Toszka ma wykształcenie ogrodnicze, które systematycznie aktualizuje: potrafi przeliczyć ilość siarki potrzebnej do zakwaszenia podłoża pod rodki w zależności od rodzaju gleby i wyjściowego ph; wie co to są retardanty; umie odróżnić kationy od anionów i rozróżnia objawy niedoborów żelaza od objawów niedoboru potasu u rododendronów. Całe pokolenie ogrodników na forum zaraziła miłością do qpy, a bardziej elegancko – obornika. Cieszymy się z niego bardziej niż z nowych butów.

Także – zasługi i fanfary za ten post w całości należą się Toszce, która zasłużyła na nie swoją wieloletnią pracą u podstaw oraz niestrudzonym powtarzaniem tych samych rad. A jeśli wypatrzycie jakieś błędy, to na pewno moja wina, bo nie zrozumiałam albo przekręciłam tekst oryginalny.

Jak napisałam wcześniej, zakładając swój ogródek, nie miałam jeszcze takiego doświadczenia i takiej wiedzy jak teraz. Poza tym nie zakładałam ogródka od nowa, w szczerym polu, tylko odnawiałam stary, więc nie wszystkie punkty z niżej wymienionych miałam potrzebę/okazję przeprowadzić u siebie. Dlatego też ilustracje do tekstu mam nieco wybrakowane. Natomiast, gdyby mi się zdarzyło kiedyś zakładać ogród od samego początku, na ugorze, to mniej więcej tak bym postępowała:

1. Zdobycie jak najszerszej wiedzy o ziemi w swoim ogrodzie

Pierwszym i głównym źródłem wiedzy jest sama ziemia: najlepiej wykopać dołek, sprawdzić jak głęboko sięga warstwa humusowa (czyli ta ciemna, z próchnicą) gleby, czy ziemia jest piaszczysta (rozsypuje się w rękach, nie brudzi) czy gliniasta (daje się ugniatać niczym plastelina, jak jest sucho, to zbija się w twardą skorupę, a jak mokro, to klei się do łopaty). Przyglądamy się też uważnie, czy na działce nie tworzą się jakieś kałuże i jak szybko obsycha ziemia po deszczu. Jeżeli działka była dotychczas niezagospodarowana i rosną na niej chwasty, to możemy poszukać tzw. roślin wskaźnikowych, czyli takich, które wskazują kondycję gleby (np.: pokrzywy rosną na ziemiach bogatych w azot, fiołki trójbarwne i koniczyna polna na kwaśnych, a maki na zasadowych). We własnym zakresie można też sprawdzić ph gleby za pomocą płynu Helliga (tani, nie psuje się jak elektroniczne ph-metry i dostępny właściwie w każdym sklepie ogrodniczym).

Dodatkowymi źródłami wiedzy mogą być urzędy: w urzędzie gminy możemy się np. dowiedzieć, jaką klasę bonitacyjną ma nasz grunt (często ta informacja jest podawana w wypisach z rejestrów gruntów) a w powiatowych ośrodkach dokumentacji geodezyjnej zwykle można uzyskać dostęp do map glebowo-rolniczych, z których można dowiedzieć się różnych ciekawostek, które mogą mieć wpływ na to, jak będą nam rosnąć rośliny (np. takich, że metr pod powierzchnią gruntu znajduje się poziom wód gruntowych albo warstwa skał, co znacząco ogranicza nam możliwość sadzenia drzew i krzewów).

Można też zrobić indywidualne badanie gleby w okręgowych stacjach chemiczno – rolniczych, które dokładnie wskaże, jakich pierwiastków w naszej ziemi brakuje, żebyśmy mogli odpowiednio dostosować mieszankę wzbogacającą ziemię. Z analizy można się również dowiedzieć np.: jakie jest zasolenie gleby (przykładowo: jeśli nabyliśmy ziemię, która wcześniej była użytkowana rolniczo, to może nam się wydawać, że jest dobrej jakości; tymczasem rolnicy używają dużo nawozów sztucznych, które zwiększają zasolenie ziemi, a niektóre rośliny – np.: popularne różaneczniki – są na to bardzo wrażliwe).

Generalnie – im więcej wiemy o tym, co się dzieje w głębi ziemi, tym mniej niespodzianek nas czeka w kolejnych latach.

2. Usunięcie roślin niepożądanych i wzruszenie ziemi

Osobiście zaczęłabym od skoszenia działki, przykrycia wszystkiego kartonami (wielkie płachty tektury można kupić w marketach), potem bym rzucała na nie wszelkie chwasty, ścinki, pokos jaki bym tylko zdołała znaleźć. I zostawiła to wszystko na parę miesięcy. W tym czasie większość roślinności się podda i zamieni w próchnicę. A mnie będzie łatwiej pozbyć się niechcianych resztek. W jaki sposób? Optymalnie byłoby ręczne przekopanie całości widłami amerykańskimi (czyli takimi z płaskimi ostrzami), ale jeśli mój kręgosłup zbytnio by protestował, to byłabym gotowa pójść na kompromis i wypożyczyć bronę lub glebogryzarkę na pierwsze – najtrudniejsze – kopanie. Potem przekopywałabym już tylko widłami, które mają wiele zalet: praca z ich pomocą jest dużo mniej męcząca niż praca szpadlem; można od razu rozbijać grudy ziemi (a szpadlem tylko się je przerzuca górą do dołu) a co najważniejsze: można nimi wyciągnąć korzenie chwastów wieloletnich (jak perz czy powój), które mają nieprzyjemną skłonność do odrastania z każdego kawałeczka korzenia pozostawionego w ziemi.

Drugi powód dla którego warto tak porządnie wzruszyć ziemię jest taki, że po budowie domu ziemia dookoła niego jest zniszczona i zbita pojazdami budowlanymi. Dodatkowo panowie budowlańcy często lubią sobie ułatwiać życie i wyrzucają różne śmieci (wapno, gruz) zamiast do kontenera po prostu na ziemię. Potem to wszystko przykryją tylko cienką warstwę ładnej ziemi i dumnie zaprezentują klientowi jako teren gotowy do zagospodarowanie. W rzeczywistości taka zgnieciona gleba nie nadaje się dla roślin (to niebezpieczeństwo dotyczy najbardziej szeregówek budowanych przez deweloperów, jeżeli ktoś buduje dom we własnym zakresie, to raczej wie, co się dzieje na placu budowy).

rabata przy domu, która będzie ilustracją do tego tekstu, w 2016 r. była już po wytyczeniu kształtu ale jeszcze przed usunięciem nasadzeń - jak dobrze, że zdecydowałam się wymienić wszystko i zacząć od początku!

3. Wzbogacenie ziemi

Celem wszystkich działań opisanych w tym punkcie jest uzyskanie pulchnej, napowietrzonej, ziemi, bogatej w materię organiczną i wszelkie potrzebne mikro- i makroelementy. Takiej, która długo trzyma wilgoć, ale jednocześnie woda w niej nie stoi.

Żeby osiągnąć taki efekt, trzeba na całej powierzchni ziemi (tzn. tam, gdzie planujemy tereny zielone: rabaty i trawnik) dodać mieszkankę tzw.: „dobroci” i wprowadzić ją możliwie jak najgłębiej do gleby.

„Dobroci” to głównie materia organiczna w postaci obornika i kompostu. Ma cudowne, pozornie sprzeczne właściwości: jednocześnie zwiększa zdolność gleby do zatrzymywania wody (fachowo: możliwości sorpcyjne), co jest potrzebne na glebach lekkich (piaszczystych), a jednocześnie rozluźnia i zwiększa przepuszczalność gleb ciężkich (gliniastych). Do tego  dostarcza bogactwa mikroflory glebowej, która przyspiesza przemianę materii w formę przyswajalną dla roślin.

2017- kilka taczek piachu trzeba było wywieźć, żeby zmieścić rurę rozprowadzającą deszczówkę i dobroci

– kompost: pisałam o nim tutaj; to źródło najbardziej przyswajalnej dla roślin próchnicy, w 100% bezpieczne; nie można go przedawkować, więc warto go dodawać tyle, ile tylko uda Wam się dostać; w sklepach ogrodniczych do tej pory nie udało mi się go spotkać (najwyżej granulowany, a to nie to samo) ale warto poszukać w okolicy kompostowni i tam kupować na tony, zamiast niepewnego „czarnoziemu”. Tak się składa, że akurat kupowałam kompost w tym tygodniu i płaciłam 30 zł za tonę. Za ziemię na pewno nie zapłacicie mniej, a korzyść dla ogrodu – nieporównanie większa.

– obornik: obornik daje niesamowitego „kopa” roślinom i jest bardzo cennym źródłem azotu ale właśnie z tego względu przy jego stosowaniu niezbędna jest trochę większa ostrożność. Przede wszystkim: obornik musi być bezwzględnie przekompostowany („zleżały”). Nie można stosować do gleby takiego, który leżał na pryzmie mniej niż pół roku, bo można spalić korzenie roślin. Ewentualnie, jeśli nie macie innego, to wrzucacie go do ziemi i odczekujecie te pół roku zanim zaczniecie cokolwiek sadzić (z tego względu lepiej go stosować jesienią). Stopień przekompostowania można ocenić po tym, czy da się rozróżnić w nim słomę i te… pozostałe elementy. Jeśli tak – to powinien jeszcze leżeć. Ja kupuję obornik naturalny w swoim lokalnym sklepie ogrodniczym (podobno sprowadzają go głównie dla mnie:D) pod nazwą „Krowiak”, jednak niewiele sklepów chce go sprowadzać ze względu na zapaszek. Lepiej go szukać na ogłoszeniach w olx, u okolicznych rolników lub w szkółkach jeździeckich. Jest szansa, że dostaniecie go za darmo, tylko załadunek i transport będziecie musieli zorganizować we własnym zakresie.

Dodam jeszcze, że co prawda różne rodzaje oborników (bydlęcy, koński, kurzy, gołębi, owczy) mają różne właściwości i są polecane do różnych warunków (np.: obornik koński, jako „ciepły” polecany jest na zimne, gliniaste gleby, obornik bydlęcy czy świński jako „zimny” bardziej polecany jest na gleby piaszczyste – szybko nagrzewające się, a obornik ptasi, jako wyjątkowo silny polecany jest raczej jako mocno rozcieńczony dodatek do kompostu) ale moim zdaniem – najprawdopodobniej będziecie się cieszyć, jeśli jakikolwiek uda Wam się dostać, więc martwiłabym się bardziej o stopień rozłożenia, a nie o rodzaj.

Obornika trzeba liczyć ok. 25-35 kg na 1 m2 ziemi. 50 litrów (czyli standardowy worek) waży ok. 15-20 kg (im starszy, tym lżejszy). Tym, którzy znają wytyczne rolnicze, które mówią: nie więcej niż 30 ton na hektar (czyli 3 kg na 1m2) od razu wyjaśniam: te wytyczne są opracowane dla terenów rolniczych, przy założeniu płytkiej uprawy i corocznego nawożenia. A tutaj mówimy o nawożeniu jednorazowym, tylko na start i głębokim wprowadzeniu nawozu do gleby. Później, jak posadzimy drzewa i krzewy, takiej możliwości już nie będzie, więc robimy to najlepiej jak się da, bo druga taka szansa się nie powtórzy.

2017 - mieszanka kompostu, obornika, kory i mączki przygotowana do połączenia z ziemią - prawda, że widać różnicę?

– kora: znakomity zapas próchnicy na później oraz rewelacyjny materiał do rozluźniania ciężkiej ziemi. Do tego działa zapobiegawczo przeciw fytoftorozie – groźnej chorobie grzybowej roślin. Daje się ją tylko na rabaty, pod trawnik nie. Kory – podobnie jak kompostu – nie żałujemy: 1 worek na 1 m2 będzie ok. Muszą być jednak spełnione bezwzględnie dwa warunki: kora musi być przekompostowana (bo inaczej możemy sobie zafundować patogenne grzyby) oraz być naprawdę DROBNEJ frakcji. Z tego względu polecałabym raczej kupowanie kory w workach ze sklepu niż na tony z tartaku, mimo że to Was więcej będzie kosztowało. Poniżej możecie zobaczyć porównanie „drobnej kory” którą kupiłam po założeniu ogrodu na tony. To było 4 lata temu, a do tej pory znajduję w ziemi grube, zapleśniałe kawały drewna. Potem znalazłam w sklepie tą drugą i już innej nie szukam.

kora "drobna" kupowana na tony i kora naprawdę drobna z worków;

– mączki skalne – czyli po prostu zmielony kamień. Dlatego są upiornie ciężkie. Stacjonarnie nie do dostania ale bez większych problemów można zamówić przez internet. Bardzo polecana jest mączka bazaltowa – do uniwersalnego stosowania oraz mączka granitowa – odpowiednia do rabat z kwaśnolubnymi roślinami. Obie zawierają dużo mikroelementów niezbędnych do prawidłowego rozwoju roślin.

2017 - rabata wypełniona piękną, pulchną, bogatą w składniki odżywcze ziemią

To są główne składniki mieszanki poprawiającej stan gleby. Pozostałe składniki zależą od tego, jakie potrzeby zidentyfikowaliśmy w naszej glebie (patrz: punkt 1). Jeżeli z badania wyszło, że w glebie brakuje potasu, to można dodać popiołu, jeśli wapnia – dolomitu, jeżeli potrzebujemy zakwasić glebę pod różaneczniki – siarkę.

Jednak najważniejsze jest, aby to wszystko dokładnie ze sobą połączyć, a następnie wprowadzić do gleby i też porządnie wymieszać. Widły są tutaj naprawdę niezastąpione. Jeżeli dacie zbyt małe ilości tych wszystkich dobroci, to efektu spektakularnego nie zobaczycie. Ale jeśli ich nie pożałujecie, to całe nawożenie przez parę następnych lat macie z głowy. Przeliczmy: na jeden metr kwadratowy rabaty wychodzi średnio worek obornika, worek kory i jedna lub dwie taczki kompostu; widłami damy radę wprowadzić to wszystko na głębokość 30-40 cm; z prostej matematyki wynika, że w górnej warstwie ziemi będzie więcej „dobroci” niż ziemi macierzystej. W tak przygotowaną ziemię można sadzić rośliny. Byliny bezpośrednio, już bez dodatkowych zabiegów, natomiast pod drzewa i krzewy warto wykopać głębsze dołki i zaprawić je tak samo jak całą ziemię. 

2017 - pierwsze przymiarki do nasadzeń

A teraz proszę się przyznać: kto uważa, że upadłam na głowę i nikt normalny nie poświęci całego roku na samo przygotowanie ziemi do sadzenia? Że niepotrzebnie wymyślam cuda na kijku, bo przecież ludzie zakładają ogrody „normalnie”, bez takiego cudowania i też im wszystko rośnie? Dla tych niedowiarków przygotuję post polemiczny, z wyszczególnieniem ryzyk i problemów związanych z różnymi metodami. A tymczasem mam do nich prośbę: przetestujcie tą metodę na jednej, niewielkiej rabatce. Przez kilka taczek kompostu, trochę obornika, kilka worków kory nie zbankrutujecie, za to będziecie się mogli przekonać na własne oczy, jak wygląda i jak zachowuje się taka wzbogacona ziemia. A jak już się przekonacie, to wróćcie tutaj i powiedzcie, czy macie jeszcze ochotę wrócić do starych metod. Bo znam paru wariatów, którzy dali się namówić Toszce na takie kompleksowe poprawianie gleby – czasami wymagało to naprawdę katorżniczej pracy, bo nie wszyscy mieli tak małe ogródki jak ja – i zapewniam Was uroczyście: nikt nie zgłasza pretensji. Wręcz odwrotnie – wszyscy są zachwyceni efektami swojej pracy i polecają to samo następnym.

wrzesień 2019 - nasadzenia wymagają jeszcze drobnych korekt, ale zasadniczo to jest ten efekt buszu, o który mi chodziło;

13 myśli na “Jak przygotować ziemię w ogrodzie”

  1. Jak zwykle merytorycznie. :D
    Przeczytałam z przyjemnością. Cieszę się jednak, że ten etap zakładania ogrodu mam już za sobą. Ręczne przekopywanie gleby widłami na „głębokość dwóch szpadli”, jej rozluźnianie i wzbogacanie w próchnicę do dziś mi sie odbija w stawie kolanowym i łokciowym. :D
    Nie ma jednak innej drogi, jeśli chce się mieć zdrowe i bujne rośliny.

  2. Zgadzam się, że zadbanie o glebę to niezwykle ważna rzecz przy zakładaniu ogrodu. Wiem, bo tego NIE zrobiłam i teraz okropnie żałuję. W kolejnych latach, i tak jest do dziś, próbuję naprawić ten błąd (wprowadzając do gleby wspomniane przez Ciebie substancje) i na każdym kroku przekonuję się, że o wiele łatwiej byłoby to zrobić wcześniej, kiedy w ogrodzie nie było roślin.
    Myślę, że to temat ważny dla prawie wszystkich ogrodników, bo rzadko kto ma doskonałą ziemię w ogrodzie od razu.

    1. Tak! Pamiętam Twoje posty „Jakie błędy popełniłam”:D
      Ja też właśnie niedawno nadrabiałam jedno miejsce, które zrobiłam po łepkach jak zakładałam ogród: uczciwie przekopałam tą jedną głębokość szpadla „z dobrociami”, po czym, jak zaczęłam sadzić krzewy, to okazało się że 10 cm głębiej jest warstwa gruzu, którą trzeba usunąć. Musiałam przesunąć tą dobrą wierzchnią warstwę na bok, wykopać i wywieźć taczkami te śmieci z dołu, a potem braki uzupełnić kompostem, który na szczęście ostatnio nabyłam w potężnych ilościach:D. A to wszystko lawirując pomiędzy roślinami, które posadziłam w okolicy. Najgorszemu wrogowi nie życzę takiej roboty!:D

  3. Ja również spędzam pandemię ogrodniczo! Robię tak samo jak ty a może i bardziej, bo na mojej działce sensownej warstwy gleby jest na głębokość łopaty, pod spodem tzw rumosz czyli żółte wapienne kamienie różnej frakcji zawieszone w żółtym pyle, ph 8. Uroczo ;)

    Dlatego wszędzie gdzie zaplanowałam rabaty wymieniam z pomocą ulubionego Pana koparkowego ziemię na głębokość przynajmniej kolana, dając w to miejsce pozbierany skrzętnie humus mieszany z wszelkim dobrem.

    Zastanawia mnie czy zauważyłaś już negatywny aspekt tłoczenia w glebę w glebę materii ograniczonej (a w każdym razie niedogodność). Ziemia STRASZNIE opada i osiada. I niestety nie jest to kwestia tygodni ale lat – poziom na rabacie założonej 3 lata temu wciąż się obniża. Dlatego chyba z bólem serca zakładając w końcu trawnik będzie musiało być tak że chyba z zaciśniętymi zębami (raczej powiekami) dam zrobionej na gotowo całości poleżeć rok pod kartonami zanim zasieję trawę…

    1. Naprawdę aż tyle? To że ziemi opada przez parę miesięcy po wzruszeniu to zupełnie normalne. U nas trawnik – mimo że wałowany zgodnie ze sztuką ogrodniczą – opadł ok 2-3 cm, co przy położnych krawężnikach powoduje irytujące wąsy. Ale na rabatach nie zauważyłam jakiegoś drastycznego opadania. Może to dlatego, że wyjątkowo głęboko kopiesz, przez co ziemia opada mocniej i dłużej? Jednak przy takich warunkach – wcale Ci się nie dziwię. I nie dziwię się, że chcesz czekać z zakładaniem trawnika.
      Ja bym się tylko zastanowiła, czy na trawniku też tak głęboko kopać? Może połowa tej głębokości dla trawy by wystarczyła? Zwłaszcza, gdybyś do mieszanki dodała dość dużo gliny? U mnie się to sprawdziło. Tam gdzie piasek przekopałam z samą próchnicą, ziemia dość szybko się przesusza i zamienia w pył. Natomiast tam, gdzie do kompostu i obornika dodałam gliny – cudo: wspaniała, świeża ziemia, długo trzymająca wilgoć. Tylko że nie każda glina się nadaje do tego celu, więc polecam takie rozwiązanie bardzo ostrożnie.
      Ewentualnie, gdybyś jednak chciała czekać, to może zamiast kartonów rozważysz sianie poplonu? Nie pobiegasz po tym, ale przynajmniej będzie zielono:D

  4. Mam pytanie. Czy pod tak przygotowanym podłożem z ‚dobrociem’ robić drenaż z keramzytu czy czegokolwiek innego? Mam taras przy którym są wykonane na gotowo miejsca pod roślinność. Zamierzam oczywiście resztki tej ziemi wykopać i przygotować wg Pani zaleceń. Większość roślin, bylin, które chcę posadzić, musi mieć drenaż, by w zimie woda nie stała i nie gniły korzenie.

    1. Tylko w przypadku naprawdę zbitej gliny i tylko pod krzewy/drzewa wyjątkowo wrażliwe na zastoiska wody w korzeniach.
      Przekopanie i wymieszanie gliny z piachem i kompostem samo z siebie poprawi spływ wody.

      Powodzenia!

  5. Przygotowuje miejsce pod rabatę w najkrótszy sposób pół roku, ale zdarzało się i trzy. Moje doświadczenia i ogród są niewielkie, ale najstarsze rabaty założone „po mojemu” mają ponad 10 lat i właściwie jedyne co robię to przesadzam (zabieram na nowe rabaty) co 2-3 lata kolejne rośliny bo się nie mieszczą. Oczywiście na początku było ich za dużo, ale to nie tylko to. Najpierw wykopuje ziemie (mam gliniastą kwaśną tłustą – bardzo dobrą, trzyma wodę) na głębokość do kolan(ok. dwu szpadli), wrzucam do niej po prostu wszystko. Jeśli uzbierałam wcześniej to warstwami, przelewam wodą, zasypuję ziemią i nakrywam kartonami i zostawiam na kilka miesięcy, ale bywa i tak ze rabata czeka aż się wypełni dużo dłużej a musi być ponad poziom ok. szpadla. To trochę sposób na ograniczenie przewożenia materiału do i z kompostownika i przerzucanie w nim (kręgosłup). Ja na dno wrzucam duże konary czasem pieńki, trawę od sąsiadów, resztki z kuchni, kartony, gałęzie, liście i wszelkie chwasty, swój kompost, obornik bydlęcy, mączkę dolomitową, trochę wapna, wszystkie warstwy zasypuję ziemią i kartonem. Tak usypany kopiec siada powoli dlatego lepiej poczekać (co najmniej sezon) bo potem poziom się zmienia. Wiem, ze to nie wyglada pięknie (taki wielki żywy kompostownik), ale ogród jest mój i dla mnie. Jeśli rabata ma być pod kwaśnolubne dodaje więcej igieł, trocin, kory. Zakładałam tez inaczej rabaty, przekopując i odchwaszczając, albo zakrywając murawę kartonem, a potem do dołków dawałam obornik, ziemie i kompost. Jednak ten głęboki dół jest wg mnie najlepszym sposobem, bo rośnie wtedy dosłownie wszystko: drzewa, krzewy, kwiaty i warzywa. Wypełniłam w ten sposób 70 cm skrzynie w warzywniku. Tylko je uzupełniam na wiosnę kompostem Z kompostownika. Więcej kompostu nie mam, bo zwykle jest gdzieś… dół pod nową rabatę. Trochę się rozpisałam, ale to pierwszy mój wpis – komentarz. Jako początkująca ogrodniczka będę wdzięczna za podpowiedzi co powinnam robić inaczej.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *