W poprzednim poście nie bez przyczyny napisałam o Christopherze Lloydzie i jego ukochanym dziecku: ogrodzie w Great Dixter. To miał być zaledwie przyczynek do dzisiejszego tematu, którym jest „succesion planting”. W książce o tym właśnie tytule (a dokładnie: „Succesion planting for year-round pleasure”) Christopher opisuje, jak to się dzieje, że jego ogród zawsze jest pełen kwiatów.

Succesion planting, to właśnie takie dobieranie roślin (bylin, krzewów, roślin jednorocznych), żeby kwitły jedna po drugiej przez cały sezon, a nie przez miesiąc czy dwa. Ponieważ większość kwiatów kwitnie w najlepszym przypadku parę tygodni, to dobranie nasadzeń kwitnących nieprzerwanie od wczesnej wiosny do późnej jesieni (pamiętając przy tym o zestawieniu kolorów, faktur, wysokości itd) jest niesłychanie trudne. Przynajmniej dla mnie, bo – jak wiecie – ja się bardzo męczę z ładnym obsadzeniem swoich rabat. Więc jak usłyszałam, że jest taka książka, która podpowiada, jak to zrobić, żeby mieć kolorowy ogród przez cały rok, to czym prędzej ją zakupiłam. No i się rozczarowałam. Nie dlatego, że rady są bylejakie, zbyt ogólnikowe czy mało ciekawe – wręcz przeciwnie. Książka jest napakowana rzetelną wiedzą, konkretnymi wskazówkami i świetnymi inspiracjami ale po prostu…. ten rodzaj ogrodnictwa to nie dla mnie. Sami się zaraz przekonacie dlaczego.

Książka w większej części oparta jest na krótkim – zaledwie 9-metrowym – fragmencie Długiej Rabaty, o której pisałam w poprzednim poście. Na przykładzie tego fragmentu Christopher opisuje, jak zestawia i zmienia rośliny, aby osiągnąć oczekiwany efekt. Z tego co widzę, występują one u niego w trzech kategoriach:
– rośliny strukturalne – czyli krzewy nadające trochę „ciężkości” rabacie (u niego są to m.in.: jaśminowiec aureus, irga pozioma, dereń elegantissima), dzięki którym nie jest pusta w okresie zimowym (przypominam, że tematem opracowania jest sama rabata, a nie cały ogród, dlatego żywopłoty czy drzewa, których w ogrodzie nie brakuje, nie są wymienione);
– byliny stałe – czyli takie, których się nie rusza, chyba że np.: potrzebują odmłodzenia;
oraz kategoria, która najbardziej wyróżnia styl Lloyda od wszystkich innych ogrodników oraz jest głównym powodem, dla którego ten styl nie nadaje się dla mnie:
– nasadzenia sezonowe (po angielsku: bedding) – czyli wszystko, co trafia na rabatę na krótko, a potem jest wykopywane i zastępowane czymś innym; oczywiście są to głównie rośliny cebulowe i jednoroczne ale dużą część tej kategorii stanowią również rośliny niezimujące w gruncie (jak kanny czy dalie) a nawet byliny, które spokojnie mogłyby sobie rosnąć na stałe ale Christopher – z różnych powodów – woli je traktować jak jednoroczne (np.: łubiny).

Oczywiście, wszyscy sadzą tulipany pomiędzy bylinami, żeby mieć trochę koloru wiosną, niektórzy robią obwódki rabat z aksamitek, inni jakieś klombiki z surfinii czy begonii ale mówię Wam – to wszystko to jest nic w porównaniu do Lloyda. U niego – szacując na oko – przynajmniej jedna trzecia rabaty co najmniej raz w sezonie zmienia mieszkańca. Nie mam pojęcia, jak to jest fizycznie wykonywane, bo przy tak gęstych nasadzeniach wejście w środek rabaty (o 4-metrowej głębokości przypominam) w środku sezonu wydaje mi się absolutnie niemożliwe.

U Lloyda prymulki, niezapominajki wypełniają luki na początku sezonu; kwitnące wiosną aminki i naparstnice są zastępowane kannami, miejsce po goździkach zajmuje szałwia szkarłatna a w miejsce po czosnkach neapolitańskich sadzi się kosmosy. Na rabatach można nawet znaleźć pietruszkę o karbowanych liściach (ze względu to, że zachowuje świeżą zieleń późnym latem), koleusy (najczęściej spotykane jako kwiaty domowe). Lloyd nie gardzi również bardziej popularnymi cyniami, aksamitkami, łobodami czy begoniami, jednak nie zadowala się pierwszymi lepszymi sadzonkami, które można dostać w pobliskim sklepie. Jego wybredność co do odmian oraz bardzo zdecydowane opinie były legendarne. O aksamitkach pisał tak:
Aksamitki, które zostały wyhodowane żeby dawać duże kwiaty na karłowych krzaczkach wyglądają okropnie, będąc całkowicie pozbawione gracji i charakteru.

Christopher nawet w przypadku stałych nasadzeń stosuje zasadę dublowania roślin: roślina główna i roślina (czasem nawet dwie) wspomagające. Przykładowo:
– wśród liliowców rosną narcyzy;
– kwiaty ostróżek po przekwitnięciu są ścinane, a obok sadzone jest pnącze jednoroczne – ipomea, która potem zakrywa ich liście;
– pod hortensjami, które wczesną wiosną są mocno przycinane, rosną zawilce greckie które właśnie wtedy kwitną, a potem im nie przeszkadza, że hortensja je całkiem zakrywa;
– pomiędzy zawilcami japońskimi kryje się całe mnóstwo cebul: najpierw kwitną przebiśniegi, potem tulipany, a potem czosnki Krzysztofa;
– maki po przekwitnięciu są ścinane do samej ziemi i między nimi sadzone są kanny;

To wszystko wymaga ogromnego doświadczenia i wiedzy ogrodniczej. Nie każde pnącze jest tak lekkie jak ipomea i da się puścić po bylinach bez ryzyka ich przygniecenia. Maki można ściąć do ziemi po przekwitnięciu (bo i tak na lato zasychają) ale kwitnące w tym samym czasie łubiny by tego nie zniosły. Dlatego u Lloyda łubiny się wykopuje wczesnym latem, na ich miejsce sadzi dalie, a jesienią, po wykopaniu dalii w to miejsce znowu wsadza się świeże, przygotowane w inspektach, sadzonki łubinów. Widzicie już, dlaczego nie piszę się na ten styl prowadzenia ogrodu? To jest pełnoetatowe zajęcie dla profesjonalisty z dużym zapleczem, a nie dla pracującej zawodowo matki dzieci w wieku szkolnym:). Być może przyjdzie kiedyś czas, kiedy będę mogła się tak pobawić (#emeryturacorazbliżej) ale nie wiem, czy i wtedy znajdę w sobie tyle zapału.
Jako ciekawostkę wrzucę Wam linka do wykładu Fergusa Garretta, który jest udostępniony na YT w ramach projektu Garden Masterclass (są to wykłady różnych ekspertów z zakresu ogrodnictwa: pomysł Noela Kingsbury na zajęcie w czasie covidowego lockdownu). Fergus – przypomnę – jest Głównym Ogrodnikiem w Great Dixter od początku lat 90-tych, a po śmierci Christophera w 2006 godnie kontynuuje jego dzieło. Tematem jego wykładu jest jak radzić sobie z koprem włoskim (Ferula communis, ang.: giant fennel), który jest piękną, potężną byliną ale zamiera latem. W związku z czym powstaje problem – co zrobić, żeby w tym czasie nie było dziury w rabacie. I na ten – wydawałoby się błahy – temat, Fergus jest w stanie mówić przez ponad godzinę! Przyznaję, że ja wymiękłam i nie dałam rady obejrzeć całości ale może są tutaj osoby bardziej wytrwałe ode mnie. Pochwalcie się w komentarzach, jeśli komuś się uda:D (właściwy wykład zaczyna się od 10-tej minuty – wcześniej jest rozmowa o tym, jak ogród pokazowy radzi sobie w czasie zamknięcia).
Książkę „Succession planting for year-round pleasure” w każdym razie bardzo polecam, nawet jeśli nie macie planach – podobnie jak ja – prowadzić ogrodu w tym bardzo pracochłonnym stylu. Jest pełna rzetelnych i ciekawych informacji o mnóstwie roślin kwitnących. Jeśli jesteście początkującymi ogrodnikami, to zmieni ona Wasze podejście do roślin i sprawi, że zaczniecie uprawiać swój ogród dużo bardziej świadomie. Zaczniecie dostrzegać różnice w sposobie zachowania się roślin i nauczycie się je wykorzystywać tak, aby Wasz ogród stawał się coraz piękniejszy. Książka niestety nie została przetłumaczona na polski i jest dostępna tylko po angielsku. Ja ją kupowałam tutaj. Jeśli kupicie ją przez tego linka, to otrzymam maleńką prowizję od sprzedawcy. Może uda mi się nazbierać na kolejne zakupy:D.
*autor zdjęcia w czołówce: Howard Stanbury; źródło tutaj;
Właśnie po przeczytaniu tego postu skutecznie chyba wyleczyłam się z marzenia o rabatach, które mają stale kwitnąć po całości. A przynajmniej powyższym sposobem. Nawet na emeryturze nikt by mnie nie namówił na taką pracę. Zachwycać się nadal będę ale na zdjęciach. Może kiedyś na żywo się uda obejrzeć.
Ja właśnie się zastanawiam, że mooooże warto by było np.: w jednym miejscu wymieniać naparstnice i dalie. Przyjechałam po urlopie i cały ogród taki biedny i wysuszony bardzo marnie się prezentuje. Może te dalie by pomogły?:)
Dalie musiałabyś na wiosnę w doniczkach przygotować aby teraz podmiany robić. I dalie słońca potrzebują… I wykopania na zimę. Mi chyba wystarczy szaleństwa tulipanowego…
No wiem ale Pszczelarnia tak kusi swoimi odmianami…;)
Tak sobie czasem myślę, że może Związek Szkółkarzy Polskich zasponsorowałby tłumaczenie tej lub jej podobnej pozycji… Szkoda, ze nie ma u nas czegoś w rodzaju RHS, żeby edukować ogrodniczo i finansować np. przekłady mistrzów ogrodnictwa. W każdym razie dziękuję za link, spróbuję wysłuchać Garreta.
Na typowych rabatach angielskich, którymi się tak zachwycamy, zwykle są stosowane te nasadzenia sezonowe i robione zmiany w trakcie sezonu. Dla mnie to też zbyt kłopotliwe, nawet nie będę próbować, chociaż efekty są zachwycające. Ale zawilce pod hortensjami posadzę!
Christopher miał styl kontrowersyjny, charakter zupełnie nie kryształowy ale jego książki czyta się z przyjemnością. Moim zdaniem, są dużo ciekawsze niż felietony Dana Pearsona, które zostały wydane w Polsce jakieś dwa lata temu i wszyscy blogerzy się nimi jarali:D
Te emocje wobec wspomnianej przez Ciebie publikacji wynikają z faktu, że tych tłumaczeń (poza typowymi poradnikami) w zasadzie u nas nie ma. Ja znam tylko „Edukację ogrodnika” Page’a i dawno temu wydaną pracę Monty’ego Dona, absolutnie nie do zdobycia (Ogród zmysłów..?). A może ją masz?
Tak, też tak uważam:D. Miałam nadzieję, że szum, który się zrobił dookoła tej książki Dana Pearsona, spowoduje przełom i wydanie kolejnych książek ogrodniczych ale – jak widać – tak się nie stało.
Edukację ogrodnika znalazłam tam, gdzie doradziłaś:D, a o ogrodzie zmysłów – przyznaję – nie słyszałam.