Hurra! Ostatni post o proporcjach w ogrodzie w ogrodzie i kooonieec tematu!
„Proporcja” i „skala” są pojęciami bardzo zbliżonymi: pierwsze oznacza „relację elementów ogrodu do siebie”, a drugie „relację elementów do otoczenia”. Najczęściej oznacza to po prostu: czy rośliny są dopasowane wielkością do budynków znajdujących się w danej okolicy. Statystycznie, okolice świeżo wybudowane przypominają betonową pustynię: mnóstwo betonu, kostki, asfaltu których nie są w stanie zrównoważyć skromniutkie nasadzenia – to nie zachęca do odpoczynku. Z kolei w rejonach ze starą zabudową problem często jest odwrotny: przerośnięte krzewy, które wpychają się na ścieżki; świerki, kupione kiedyś w charakterze choinek, zasłaniają okna; drzewa, posadzone zbyt blisko ogrodzenia, teraz je niszczą. To wszystko to problem właśnie nieodpowiedniej skali.
Np. w tej wizualizacji wszystko wygląda pięknie:
Na froncie domu niewielkie, gustowne krzaczki, a dookoła, w pewnej odległości – dojrzałe drzewa, które ładnie otulają go zielenią. Każdy by chciał mieszkać w takiej uroczej okolicy. Niestety, wszyscy wiemy, że rzeczywistość aktualnie wygląda zupełnie inaczej. Małe domki, ściśnięte jeden obok drugiego na mikroskopijnych działkach to obecnie standard (przynajmniej w mojej okolicy).

Co wtedy robimy? Skoro mamy mało miejsca, to sadzimy małe rośliny: jakieś kwiatki pod płotem, ewentualnie jedno czy dwa niewielkie drzewa, najchętniej iglaste, bo liści nie trzeba grabić. Za to dużo trawnika, „żeby było zielono”:

Niestety, mam złą wiadomość: małe skrawki trawnika i kilka kwiatków nie zrównoważą nam bryły domu, który nadal będzie elementem dominująco-przytłaczającym. Choćby dlatego, że trawnik i kwiatki znajdują się na dole, poniżej linii wzroku, a cały budynek góruje nad nami. Potrzebujemy wyższych plam zieleni, które nam nieco zasłonią i zmiękczą te połacie betonu.

Z kolei za kilka – kilkanaście lat problem się może zrobić odwrotny: duże drzewa posadzone zbyt blisko domu drapią dachówki, rozrośnięte krzewy zasłaniają przejścia i wchodzą w okna, a rośliny posadzone zbyt blisko siebie gniotą się wzajemnie i tracą pokrój.

Etapu pierwszego nie da się uniknąć: rośliny po prostu muszą mieć czas na osiągnięcie swoich docelowych rozmiarów i w każdym młodym ogródku dom będzie dominował. Problem polega na tym, żebyśmy właściwie dokonali wyboru roślin. Jeśli – dążąc do ogrodu bezobsługowego – kupimy same karłowe iglaki, to zawsze będziemy mieli efekt „betonowej pustyni”. Jeśli z kolei – przerażeni otaczającą nas pustką – nakupujemy roślin „aby jak najszybciej urosły” to otrzymamy przerośnięty, bezkształty busz. Tutaj niestety trzeba w sobie wyhodować twarde serce: ciąć a nawet wycinać to, co się robi za duże. I to już w momencie, kiedy rośliny dopiero zaczynają na siebie wchodzić. Jeśli nie zrobimy tego we właściwym czasie, to potem będzie za późno: rośliny wyłysieją i nawet jeśli jedną wytniemy, to pozostałe będą już brzydkie.
Zatem, jak wybrać rośliny, aby zachować odpowiednią skalę i nie narobić sobie kłopotów w przyszłości?
Po pierwsze: kupując rośliny zwracamy uwagę na docelowe wymiary
Tak, wiem, że to straszny banał. Co więcej: wcale nam nie rozwiązuje problemu, bo informacja, że to drzewko ma np.: 6m wysokości niewiele nam daje, jeśli nie potrafimy jej przetworzyć w odniesieniu do naszej działki. 6 metrów – to będzie wyżej niż dach, czy niżej? Jeżeli mamy problem z wyobrażeniem sobie, jak w przyszłości będą wyglądały nasze rośliny, to proponuję taki sposób:
Bierzemy kartkę w kratkę. Bierzemy projekt naszego domu, gdzie są podane wszystkie wymiary. Rysujemy domek zgodnie z podanymi wymiarami. Potem patrzymy na wymiary naszych przyszłych drzew i krzewów i rysujemy kółka i owale o odpowiednich średnicach. Uwierzcie mi: to wystarczy i lepiej się sprawdzi, niż korzystanie np.: z popularnego programu GardenPuzzle. W tym programie co prawda można wstawić zdjęcia konkretnych roślin, ale zachowanie właściwych proporcji i odległości jest w nim bardzo trudne. Najczęściej kończy się to tak, że na rysunku pojawia się mnóstwo roślin, które nijak potem nie chcą się zmieścić na rabacie.
Po drugie: zwracamy uwagę na pokrój roślin
Jeśli mamy mało miejsca, to nie kupujemy krzewów o pokroju rozłożystym. Tutaj trzeba zwracać uwagę, co dokładnie kupujemy, bo czasem są duże różnice nawet w obrębie jednego gatunku. Np.: berberysy są bardzo zróżnicowane i odmiana ‚Erecta‚ zajmuje jedną trzecią tego, co odmiana ‚Atropurpurea‚. Albo kalina bodnanteńska: popularna odmiana ‚Dawn‚ jest dwa razy szersza niż mniej znana ‚Charles Lamont’.
Krzewy szerokie sadzimy dalej od przejść, ale już drzewa, które korony mają nad naszymi głowami, możemy posadzić blisko ścieżki.
Po trzecie: zwracamy uwagę na sposób cięcia roślin
To jest punkt najtrudniejszy, bo wymaga pewnej wiedzy ogrodniczej. Cięciem można regulować wymiary krzewów i dostosowywać je do własnych potrzeb. Trzeba tylko wiedzieć, jaki rodzaj cięcia w danym przypadku można zastosować. Niektóre krzewy, które w naturze rosną duże i szerokie, można „podkrzesywać”, czyli wycinać drobne gałązki od dołu. Tak prowadzony krzew wygląda jak małe drzewko. W ten sposób można wyprowadzić np.: przepiękne derenie kousa, perukowce czy świdośliwy. Nie da się natomiast zastosować go do jaśminowców czy lilaków, które puszczają odrosty od karpy.
Berberysy, irgi czy pęcherznice można potraktować brutalnie i co kilka lat przyciąć je radykalnie przy samej ziemi (tzw.: cięcie odmładzające). Po takim zabiegu wypuszczą nowe, silne pędy i w efekcie będą nie tylko mniejsze ale będą miały również ładniejszy pokrój. Ale z oczarami nie radzę tego sposobu próbować.
Mam nadzieję, że ten post pomoże Wam lepiej planować zakupy roślin z myślą o przyszłości:D.
A za tydzień zapraszam na relację z „Festiwalu Traw” w szkółce Daglezja w Rykach, na który w końcu udało mi się wybrać. Obiecuję ładne zdjęcia:D.
Wyobraźnia przestrzenna się kłania bardzo trudna rzecz;) To powinna być wiedza podstawowa np na plastyce itp a tu sama Joanna się przedziera z kagankiem oświaty ? Dzięki Joasiu Twoje artykuły bardzo poszerzają moje horyzonty ? Sztuke proporcji ciężko uświadczyć na dużych osiedlach choć przyznam że coraz więcej dobrych przykładów a co dopiero w naszych ogródeczkach ;)
Joanna z kagankiem oświaty – podoba mi się ta wizja:D
Dobry temat. I wcale nie nudny. Wciąż nie mogę zrozumieć ludzkich stanów lękowych związanych z posiadaniem drzew wyższych niż 3 metry. Na widok wszechobecnych Hakuro na moim osiedlu, mam już odruchy wymiotne.
Zastanawiam się, kiedy to się zaczęło, że przestaliśmy cenić nieco wyższe drzewa? Kiedyś sadzono ich przecież sporo.
Jestem po lekturze „Prześnionej rewolucji” Andrzeja Ledera. Lepszej książki o współczesnej Polsce i Polakach nie czytałam. W sumie to znalazłoby się tam naukowe wyjaśnienie istnienia miłośników białej Marianny. I tej Hakuro chyba też. :D
Jak ktoś ma działeczkę jak chusteczkę, to obawy są zrozumiałe. Ale i na dużych działkach ludzie się boją sadzić drzewa. To rzeczywiście niepojęte. Podobno to grabienie liści to jakaś straszna robota:D
Bardzo lubię grabić liście! Jedni się odprężają przy pieleniu, ja przy grabieniu. A duże drzewa dla mnie są w ogrodzie niezbędne. Gdybym miała mały ogród, posadziłabym chociaż jedno duże drzewo. Ale co to znaczy: duże? I tu kłania się pytanie postawione przez Ciebie – musi być we właściwej proporcji do bryły budynku (docelowo).