Co robimy w ogrodzie (i jak długo)?

Ponieważ w większości ogrodów wszelkie prace już zamarły, można bezpiecznie, bez ryzyka wywołania spazmów, poruszyć temat czasu spędzanego na pracach ogrodowych. Znalazłam ciekawe opracowanie, podsumowujące ilość czasu, jaką Brytyjczycy poświęcają na pracę w ogrodzie. Jest …. intrygujące. Popatrzcie sami (będę podawać w kolejności od największego pożeracza czasu do najmniejszego):

Podlewanie - 45 godzin rocznie

Embed from Getty Images

45 godzin?! Chyba konewką noszą wodę z odległego stawu! Ale potem patrzę, że policzyli 15 minut codziennie od końca marca do  końca września. I tak sobie myślę, że chyba chodzi o podlewanie doniczek – bo tak się podlewa właśnie rośliny doniczkowe. Roślin rabatowych z całą pewnością nie należy podlewać codziennie przez cały sezon. Lepiej jest podlać dwoma wiadrami wody co drugi dzień, niż po jednym wiadrze codziennie. Wiem, wiem, przeliczanie wody na wiadra brzmi dość śmiesznie. Ale

po pierwsze – staram się podlewać deszczówką, którą zbieramy w beczkach;

po drugie – jak uczyła Toszka (pamiętacie? moje guru od pielęgnacji ogrodu:D) lepiej jest podlewać wiadrem, bo wtedy większość wody idzie w korzeń (tam gdzie jest potrzebna), a przy podlewaniu wężem większość wody zostaje w powietrzu i na liściach, (gdzie przyczynia się do chorób grzybowych).  I faktycznie, od kiedy podlewam wiadrem, moje floksy jakby mniej chorują na mączniaka:D. W każdym razie, podlewanie jest najbardziej uzależnioną od pogody pracą ogrodową. 2017 był rokiem tak mokrym, że praktycznie nie podlewałam, a trawnik był zielony nawet w sierpniu. A rok później była taka susza, że podlewałam właściwie codziennie przez całe wakacje. Jedno podlewanie trwa u mnie 1-2 godziny (a nie podlewam całego ogródka na raz, tylko segmentami). Oczywiście, gdybym była mądrzejsza to bym sobie załatwiła podlewanie automatyczne. No cóż, wiadomo, kogo kocha robota:D.

Koszenie trawnika - 15 godzin rocznie

Embed from Getty Images

Godzina co dwa tygodnie przez 30  tygodni? Czy ktoś uwierzy, że Anglicy koszą trawniki co dwa tygodnie?! Jesienią i wiosną, kiedy trawa rośnie wolniej, raz w tygodniu jest optymalne. Ale w czerwcu, lipcu – zwłaszcza jak trafią się obfite deszcze – to i trzy razy w tygodniu się zdarza. Dobrze, że mamy mały trawnik.

A jeszcze ciekawa jestem – czy do tej liczby doliczyli czas na wiosenną pielęgnację trawnika: wertykulację, aerację, dosiewanie?

W sumie powiedziałabym, że te 15 godzin na trawnik jest mocno niedoszacowane. A pamiętajmy jeszcze o pieleniu i nawożeniu. Nie bez powodu doświadczeni ogrodnicy mówią, że trawnik to najbardziej pracochłonna rabata….

Inne prace ogrodowe - 13 godzin rocznie

Embed from Getty Images

30 minut tygodniowo wiosną i latem? Mogę tylko zareagować tak: hahahaha! I jeszcze: HAHAHA! Może w jakimś wyjątkowo małoobsługowym ogrodzie, składającym się z paru krzaków na krzyż udałoby się zmieścić w tym limicie ale w pozostałych? A co z sadzeniem, nawożeniem, mulczowaniem, dzieleniem, cięciem i tysiącem innych prac, które każdy doświadczony ogrodnik doskonale zna? Dla tych mniej doświadczonych rozwinę temat szerzej na końcu postu. Ale jeśli myślicie, że będzie to wyglądało jak na zdjęciu powyżej (Wy, w idealnej fryzurze i szalu pięknie udrapowanym na ramionach wsadzacie świeżo zakupionego kwiatka do doniczki) – to się bardzo rozczarujecie:D.

Pielenie - 13 godzin rocznie

Embed from Getty Images

Jedna godzina co dwa tygodnie wiosną i latem. Wydaje mi się że w niektórych ogrodach jest to całkiem realistyczne szacowanie. W moim akurat nie. Wierzcie lub nie, rabaty pielę (w takim sensie, że biorę wiaderko, motyczkę i idę zbierać chwasty) raz lub dwa razy wiosną. Potem najwyżej sobie skubnę coś tu i tam przy okazji porannego spaceru z kawą. I tyle. Więcej czasu zabiera mi pielenie trawnika – w rzadkiej trawie mlecze, koniczyna i chwastnica mają znakomite warunki. Jeśli ktoś nie wierzy, jakim cudem, to wyjaśniam, że:

po pierwsze – mieszkam w zurbanizowanej okolicy; nie nawiewają mi się chwasty z okolicznych pól ani nie przechodzą do mnie żadne uciążliwe skrzypy, podagryczniki czy nawłocie;

po drugie – wierzę w zasadę „ziemi nie powinno być widać”; docelowo każdy centymetr powinien być zakryty roślinnością, a dopóki tak się nie stanie – grubo ściółkuję korą. Takie działanie ma wiele dobroczynnych efektów – ograniczenie chwastów jest jednym z nich.

Cięcie żywopłotów - 9 godzin rocznie

Embed from Getty Images

Trzy godziny na cięcie (i sprzątanie) żywopłotów trzy razy w roku? Osobiście trzy razy w roku tnę tylko kulki bukszpanowe.  Chyba mało kto tnie żywopłoty trzykrotnie – standardem jest raz (w przypadku tui w zupełności to wystarczy), ewentualnie dwa razy. Ale trzy godziny to zabiera mi wyrównanie sześciu dużych cisów u mojej teściowej (ze sprzątaniem – nie zapomnijcie o sprzątaniu ścinek, bo to jest najbardziej męczące i upie…liwe w całej tej robocie). I to pod warunkiem, że się spieszę.

(akurat zdjęcie powyżej jest przykładem, jak NIE przycinać żywopłotu – u nasady powinien być nie węższy niż u góry, żeby słonce docierało do samego dołu i się nie ogałacał)

Grabienie liści - 6,5 godziny

Embed from Getty Images

30 minut tygodniowo przez całą jesień? Powiem tak: tylko jeśli ktoś ma dużo drzew. Pisałam już w zeszłym roku, że liście z trawnika najszybciej zbiera kosiarka, a z rabat zasadniczo sprząta się je przy okazji wiosennych porządków. Taką uczciwą sesję z grabiami (a właściwie – z odkurzaczem ogrodowym), organizuję sobie może ze dwa razy, w okresie kiedy szczególnie intensywnie opadają. W sumie zajmuje mi to może połowę podanego czasu. Chociaż z drugiej strony, kiedy widzę, jak pracowicie mój tato wygrabia każdy listek spod każdego krzaczka…. Jemu zajmuje to chyba więcej niż te 6 godzin:D.

8 godzin na malowanie drewna w ogrodzie i 4 godziny na czyszczenie tarasu

Embed from Getty Images

8 godzin to jeden dzień pracy – rzeczywiście brzmi to realistycznie (pod warunkiem, że ktoś jest tak ambitny, że odmalowuje altany czy ogrodzenia co roku).

Mam nadzieję, że zorientowaliście się już, że moje komentarze mają charakter humorystyczny. Takie statystyki to rzecz tak zwodnicza, że trudno je traktować poważnie. Uśredniają pracę właściciela małego ogródka z paroma krzaczkami i właściciela dużej posiadłości z ogromnymi rabatami oraz mnóstwem żywopłotów; trawnikowego perfekcjonisty jak i wyznawcy teorii „koniczyna też jest zielona”.

Natomiast interesujące jest to, jak autorzy tego zestawienia wyobrażają sobie pracę ogrodnika: podlać, wypielić, przyciąć i na leżak. To są takie podstawowe prace pielęgnacyjne, które faktycznie trzeba w każdym ogrodzie wykonać. Coś jak odkurzanie i ścieranie kurzów w domu. Nie sądzę jednak, żeby to właśnie te prace wyciągały zapalonych ogrodników z domu o szóstej rano (żeby zdążyć z robotą przed popołudniowym upałem). To, co najciekawsze w życiu ogrodnika, autorzy ukryli w jednym worku o enigmatycznym tytule.

Inne prace ogrodowe - rozwinięcie

Embed from Getty Images

Spróbuję uszczegółowić, jakie prace można tutaj zaliczyć. Jeśli coś pominęłam – to przypomnijcie w komentarzach.

Nawożenie

Jeżeli stosujecie nawozy mineralne (zwłaszcza te długodziałające), to ten temat zajmie Wam kilkanaście minut w roku (no, na trawnik trzeba trochę więcej, a nie jest to czynność, którą da się zautomatyzować jak podlewanie). Jeśli jednak unikacie chemii i chcecie mieć ogród ekologiczny, to wtedy nie ma innej opcji – kompost własnej roboty to konieczność. A jeśli macie ogród na tyle duży, że te plastikowe pojemniki na kompost nie wystarczają, to wtedy kilka razy w roku trzeba ten kompost widłami przerzucić a raz do roku przełożyć pomiędzy komorami. Najdłużej jednak schodzi się z rozwożeniem tego kompostu po ogrodzie i rozkładaniem go po rabatach.

Ochrona przed szkodnikami i chorobami

Tutaj zawsze jest dużo pracy, niezależnie od tego, czy korzystamy z chemii czy robimy to ekologicznie. Mszyce, ślimaki, opuchlaki, pędraki, szpeciele, miseczniki, przędziorki – wszystkie tylko czyhają, żeby się dobrać do naszych ukochanych roślinek. Tak, wiemy, że one też mają prawo żyć ale czemu akurat u nas?! A lista chorób jest jeszcze dłuższa. Na wypatrywaniu podejrzanych plam, dziur, zniekształceń, uschnięć i diagnozowaniu ich potem w internecie spędzicie o wiele więcej czasu niż Wam się wydaje.

Rozmnażanie roślin

Rośliny kosztują majątek. Którego większość z nas nie posiada. Dlatego pozyskiwanie nowych roślin z własnego ogrodu to najrozsądniejsze, co możemy zrobić. Możemy zbierać, a następnie wysiewać nasiona. Możemy pobierać sadzonki i je ukorzeniać. Możemy dzielić karpy. Sposobów jest kilka, a wszystkie mają jedną cechę wspólną – pochłaniają dużo czasu. Pilnować trzeba aby młodziutkie rośliny nie uschły, nie zgniły, nie wyciągnęły się do słońca,  aby rosły w odpowiedniej doniczce, aby nie zmarzły. Robota jak przy dzieciach.

Cięcie roślin

Wcześniej mowa była o cięciu żywopłotów ale ciąć trzeba wszystko: drzewa – dla nadania ładnego kształtu; krzewy – dla utrzymania zwartych rozmiarów, byliny – żeby się nie pokładały na rabatach. W różnych terminach i w różnym stopniu. Im ogród starszy, tym cięcia jest więcej.

Do tego jeszcze takie drobiazgi jak podpieranie roślin, żeby się nie pokładały na ziemi albo ogławianie, żeby przedłużyć kwitnienie. A to wszystko przy założeniu, że wszystkie rośliny posadziliśmy prawidłowo, co jest założeniem więcej niż optymistycznym. Nie znam bowiem żadnego ogrodnika, który w okresie wiosennym nie byłby zajęty przenoszeniem z miejsca na miejsce krzaczków, drzewek, kwiatków czy traw. Powody są najróżniejsze i zawsze bardzo istotne: a to za blisko posadzone i się gniotą, a to zbyt ciemne miejsce i nie chcą kwitnąć, a to padliśmy ofiarą promocji w sklepie ogrodniczym i musimy zrobić miejsce na kolejny zakup. Mój mąż powiada, że równie dobrze mogłabym posadzić rośliny w doniczkach na kółkach – miałabym dużo łatwiej. Z tego co wiem, u znajomych jest podobnie:D. Dlatego stwierdzenie, że te wszystkie prace można ogarnąć w 30 minut ogarnąć – no nie sądzę:D.

A teraz, kto uważa że głupoty gadam, że da się ogarnąć te wszystkie „inne prace ogrodowe” w 30 minut tygodniowo – niech pierwszy rzuci grudą ziemi!

2 myśli na “Co robimy w ogrodzie (i jak długo)?”

  1. Ciekawy temat. Jednakowoż sądzę, że pielęgnacji ogrodu nie da się podliczyć tak ogólnikowo. To jest zbyt indywidualne wg mnie :)

    Podlewanie wiadrem u mnie nie wchodzi w rachubę. O wiele wygodniejsza jest konewka :) Wężem przy podłączonej lancy też doskonale można podlewać pod korzeń. Mam takie od lat i chętnie używam, jeśli deszczówka „wyschła“ ;) Są różne długości takich lanc, można dopasować do swoich potrzeb.

    Moje koszenie uzależnione jest od ilości opadów. U mnie od dwóch, trzech lat mało pada. W tym roku chyba nawet i trzy tygodnie obeszło się bez koszenia, bo trawa nie rosła. Trawnik na pewno jest najbardziej pracochłonną rabatą, jeśli chce się mieć go wychuchanego, o tak :) Ja już z chuchania zrezygnowałam, a wody też mi szkoda wylewać na niego hektolitrami.

    Pielenie u mnie również odbywa się tylko wiosną, bo jak i Ty staram się nie zostawiać widocznej gołej ziemi pomiędzy nasadzeniami. Czasem latem jakiś chwast rzeczywiście wyrośnie ponad byliny, wtedy tym łatwiej jest go wyciągnąć ;)

    1. O właśnie – zapomniałam o lanc. Pożyczam od taty:D
      Jak się w sierpniu nie kosi wcale, a w czerwcu kosi co dwa dni, to faktycznie średnia wychodzi nieimponująca:D

      Właśnie piszę kolejnego posta o tym, że praca pracy nierówna, i że za pracę uważamy tylko te czynności, których nie lubimy robić. A ponieważ panowie w większości lubią kosić trawę, to stąd się zapewne wzięła opinia o tym, że trawniki jest „bezobsługowy”:D.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *