Tydzień temu wyliczałam prace, jakie trzeba wykonywać w ogrodzie. Podejrzewam, że niektórzy mogli być zaskoczeni, jak długa lista wyszła. Dzisiaj zatem zastanówmy się, czy da się ich uniknąć? Czy istnieje coś takiego jak „ogród bezobsługowy”? A jeśli nie – to jak przynajmniej ograniczyć ilość czasu spędzanego na pracach ogrodowych?
Na początek powiedzmy sobie otwarcie, że czegoś takiego jak ogród bezobsługowy po prostu nie ma. Tak samo jak nie ma bezobsługowych ludzi i domów. Nawet jeśli uda nam się całkowicie wyeliminować prace typowo „ogrodowe”, to porządek i tak zawsze trzeba zrobić: trawę skosić, chwasty wypielić, ścieżki zamieść, krzewy przyciąć. Przyznaję, popularne rozwiązanie polegające na sadzeniu tylko i wyłącznie iglaków może nas przybliżyć do „bezobsługowego ideału” (pod warunkiem, że uda nam się na tyle dobrze dobrać rośliny, że nie będziemy musieli ich ciąć za kilka lat) ale przecież chodzi nam również o to, żeby ogród był ładny, prawda?;). Jakie jest zatem rozwiązanie tego dylematu? Jako „ciotka dobra rada” oczywiście nie zostawię Was w potrzebie!
Rada 1: przemyśl, co lubisz robić w ogrodzie a czego nie - a potem tak go zaprojektuj, żeby jak najbardziej ograniczyć to drugie
(inaczej mówiąc: odpowiedzcie sobie na Zajebiście Ważne Pytanie – jeśli jesteście na tyle wiekowi, że pamiętacie film „Chłopaki nie płaczą”:))
Czyli: jak nie lubisz kosić trawnika, za to lubisz „robić przy kwiatkach”, to robisz jak największe rabaty, a jak najmniejszy trawnik. Jak nie lubisz cięcia, to nie robisz sobie żywopłotów formalnych. Jak nie lubisz zbierać liści, to nie sadzisz dużych drzew. Itd.
Banalne, prawda?
Tylko w teorii, bo w praktyce okazuje się, że ogród jest dla całej rodziny, a nie dla jednej osoby. I mimo, że mama chciałaby jak największe rabaty, to mąż i dzieci protestują. Albo – drugi częsty przypadek – nasze potrzeby i upodobania są wzajemnie sprzeczne. Np.: nasza potrzeba ograniczania pracy kłóci się z upodobaniem do własnych owoców i warzyw:D
Tak na marginesie, to moja lista lubianych i nielubianych prac wygląda następująco:
lubię: ciąć rośliny; dzielić, sadzić i przesadzać rośliny; pracować z kompostem; kosić w sumie też lubię, ale tylko dlatego, że mamy mały trawnik i szybko można go ogarnąć:D;
nie lubię: robić oprysków (tych ekologicznych też), pielić, podwiązywać roślin, nawozić sztucznie (serio: wolę raz w roku zrobić kilka kursów z taczką naładowaną kompostem, niż kilka razy w roku rozsypać granulki; do surfinii nawet nie podchodzę), docinać wąsów po koszeniu.
W związku z tym, rabaty – jak na moje potrzeby – mam za małe i na to już raczej nic nie poradzę. Do wyjątków u mnie należą rośliny, które trzeba podwiązywać (floksy) czy opryskiwać (bukszpany). Jak mnie najdzie plaga mszyc czy ślimaków, to czekam, aż sobie pójdzie. Za to bukszpany i cisy tnę trzy razy w roku. I zawsze się dziwię, kiedy sąsiedzi ze współczuciem kiwają nade mną głowami, że „ja znowu w ziemi ryję”.
W każdym razie, ponieważ nie zawsze się da, żeby robić tylko to, co się lubi, tutaj wchodzi w życie
Rada 2: jak coś robisz, rób to tak, żeby potem mieć z tym jak najmniej pracy
Na przykładach:
Trawnik
– jeśli mamy dużą działkę, to nie potrzebujemy koszonego trawnika na całej jej powierzchni – możemy kosić tylko tam, gdzie niezbędne, a resztę zostawić niekoszoną. Będzie piękna łąka.
– upraszczamy linię trawnika – unikamy wszelkich ciasnych zawijasów, nie sadzimy w trawniku żadnych kwiatków, które potem trudno będzie objechać kosiarką.
– robimy krawędzie tak, żeby nie trzeba było potem dokaszać wąsów podkaszarką; angielski kancik wymaga precyzji i bardzo gęstego trawnika; wszelkie kostki muszą być ułożone tak, żeby można było po nich przejechać kosiarką (myśmy ułożyli krawężniki równo z ziemią, ale potem ziemia osiadła dosłownie dwa centymetry i to wystarczyło, żeby kosiarka nie kosiła równo trawy); cienkie, plastikowe ekobordy bardzo szybko się łamią. Tak przy okazji: to bardzo dobry post o obrzeżach rabat napisała Iza Tamaryszek.
Rabaty
O wyborze roślin pisałam już nie raz, choćby tutaj. Żeby ułatwić sobie życie
– wybieramy rośliny proste w obsłudze, zdrowe i dopasowane do naszych warunków;
– i sadzimy je w dużych grupach (im mniejsza roślinka, tym więcej sztuk potrzebujemy).
Spośród ogrodów prezentowanych przez Tomka w serii „Busem przez polskie ogrody” jednym z najbardziej popularnych jest ogród Andżeliki:
Każdorazowo, kiedy ten ogród pojawia się w mediach, można przeczytać co najmniej jeden komentarz o tym, jak bardzo pracochłonny jest taki ogród, i że pewnie zajmuje się nim firma ogrodnicza. Rzeczywiście, wiem skądinąd, że Andżelika bardzo starannie pielęgnuje trawnik (jej oczko w głowie). Ma też trochę cięcia przy kulkach cisowych i żywopłotach bukszpanowych. Ale i tak, jestem przekonana, że w sumie poświęca na ogród mniej czasu niż nieznany mi właściciel tego ogrodu:
Trawnika mało, obrzeża bardzo solidnie zrobione, ale nad takim gąszczem roślin bardzo trudno zapanować. Przemieszane ze sobą iglaki, byliny i „bonzaje”, każdy po jednej sztuce, zaraz zaczną na siebie wchodzić, przerastać, zasłaniać. Utrzymanie na tych rabatach porządku będzie wymagało nieustannego przesadzania, przycinania, podwiązywania.
Podsumowując, jestem przekonana, że da się mieć ładny, elegancki nawet, ogród, który nie wymaga od właściciela nieustającej pracy. Trzeba jednak wiedzieć co i jak robić, żeby nie dokładać sobie niepotrzebnej roboty.
Ps. Konkurs świąteczny ogłosiłam. Może ktoś się zainteresuje?