O gustach się nie dyskutuje?

o gustach się nie dyskutuje?

Porozmawiajmy sobie dzisiaj o pewnym wkurzającym (mnie) powiedzeniu, dobrze? Powiedzenie to w teorii ma zapobiegać bezsensownym dyskusjom o wyższości świąt Bożego Narodzenia nad Wielkanocą, w praktyce służy do zamykania ust rozmówcom. Nie sądzicie, że to jest skandaliczne? Zakończmy ten niecny proceder i wyjaśnijmy sobie raz na zawsze, jakie jest prawdziwe i jedynie słuszne zastosowanie powiedzenia „o gustach się nie dyskutuje”. Zaczynamy?

De  gustibus est non disputantum” – ta sentencja została oczywiście wymyślona przez starożytnych Rzymian. Ale ponieważ to była banda brutalnych żołdaków bez zrozumienia dla prawdziwego piękna, to osobiście zawsze wolałam Greków. Mimo że to – dla odmiany – była banda mizoginistycznych i kłótliwych pederastów (i proszę mi się tu nie obrażać – to jest greckie określenie, które u nich nie miało pejoratywnego zabarwienia). Ideałów najwyraźniej nie ma. Grecy uważali, że o pięknie zdecydowanie należy dyskutować i robili to z wielkim zapałem. Dyskutowali o naturze piękna, o tym czy istnieje piękno obiektywne i czy istnieją reguły, które pozwalają je zdefiniować. I tutaj właśnie leży zasadnicza różnica: zdanie „To jest piękne” znaczy zupełnie co innego niż „To mi się podoba”. Grecy mówili o tym pierwszym, a Rzymianie o drugim. Wszyscy oczywiście chcielibyśmy, żeby te dwa stwierdzenia nam się pokrywały ale tutaj wchodzi nam takie pojęcie jak 

"dobry gust"

Z tym dobrym gustem jest jak z inteligencją: wszyscy potrafią wskazać, komu tych cech brakuje, ale jakoś nikt nie zauważa ich braku u siebie samego:). Z wyjątkiem mnie. O inteligencji nie będę się wypowiadać ale zawsze byłam przekonana, że nie mam wyczucia stylu:D. Odziedziczyłam gust po swoim tacie, który cierpi na typowy „horror vacui”: każdy wolny kawałek ściany to dla niego okazja do powieszenia jakiejś ozdoby. Najlepiej z zupełnie innej bajki niż wszystkie pozostałe. Od lat ciężko pracuję nad tym, aby wykorzenić u siebie te same skłonności. Bo właśnie w tym punkcie gust różni się od inteligencji: inteligencji nie da się nabyć, a gust można kształtować. Poprzez szukanie dobrych wzorów, obcowanie z pięknymi przedmiotami, oglądanie inspirujących zdjęć, porównywanie rzeczy brzydkich z ładnymi, szukanie między nimi różnic i podobieństw. Prawdę powiedziawszy, w historii ludzkości szukanie inspiracji nigdy nie było tak łatwe jak obecnie. Na kliknięcie myszką mamy tysiące zdjęć najróżniejszych ogrodów, wykonanych przez znakomitych projektantów; mamy setki stron z poradami, jak zaprojektować swój ogród. I wszystko to za darmo. A pamiętam doskonale, że jeszcze 20 lat temu, jedyną dostępną mi możliwością oglądania pięknych ogrodów było kupowanie magazynów ogrodniczych. Miałam ich całe stosy, a i tak był to zaledwie ułamek tego, do czego mam dostęp teraz. I właśnie dlatego

mówienie, że "o gustach się nie dyskutuje" jest tak irytujące.

To zdanie oznacza po prostu, że ktoś nie chce żadnej dyskusji, nie chce się dowiedzieć, co można zrobić lepiej, ładniej, zgrabniej. Nie chce, żeby mu psuć humor jakimiś uwagami i sugestiami. On chce pochwał i uznania.

Tutaj macie przykład dwóch ogrodów – tak różnych, że bardziej się nie da. Pod każdym względem. Oba są – piękne i interesujące ale każdy z nich… jakby to ująć … porusza inne struny. Zaspokaja inne potrzeby. I jeśli komuś podoba się jeden z nich, to nie ma sensu przekonywać go, że powinien lubić drugi. Taki jest właściwe znaczenie powiedzenia „o gustach się nie dyskutuje”.

 

(tak na marginesie: mnie oba się podobają, ale żadnego bym nie chciała:D)

Z jednej strony rozumiem człowieka: napracował się, wykosztował, a tu nagle okazuje się, że kicha, i że najlepiej byłoby zrobić wszystko od nowa. Naprawdę można się zirytować. Kultura osobista nakazywałaby wstrzymać się z krytyką, bo w końcu co komu przeszkadza, że ktoś sobie zrobił po swojemu, ma, i się cieszy? Po co mu psuć humor?!

A tutaj macie przykład odwrotny: dwa przedogródki, teoretycznie bardzo podobne: oba ze żwirowymi ścieżkami, prostymi rabatami, kulkami i stożkami. Jeden podoba mi się bardzo, a drugi …. tak sobie:D.

Zatem wniosek z tych obydwóch porównań jest taki, że to, czy ogródek jest ładny czy nie, nie zależy od stylu, tylko od sposobu wykonania: doboru kamienia, proporcji roślin, układu ścieżek. Czyli nie jest to „kwestia gustu” a bardzo obiektywnych czynników.

Tutaj, niestety, znowu internet zmienia wszystko: tam, gdzie jedni pokazują swoje dzieła, inni przychodzą po inspirację. Szukają wzorów do naśladowania. I jeżeli przy każdym zdjęciu, co by nie pokazywało, są same ochy i achy – to ktoś może uwierzyć, że faktycznie taka np.: doniczka wykonana z ręcznika i betonu jest ładna (od jakiegoś czasu te doniczki są straszliwie popularne – nie mam pojęcia dlaczego – ktoś wytłumaczy ich fenomen?). I jakie wtedy mamy „kształtowanie gustu”? A potem w innych miejscach pojawia się dramatyczne (ale niestety słuszne) pytanie: „dlaczego polskie ogrody są brzydkie?” No a jakie mają być, jeśli chwalimy każde brzydactwo, które ktoś pokaże?

Tym sposobem, moi drodzy, od starożytnych Greków, przez paskudne doniczki, doszliśmy do dbałości o poziom estetyczny narodu. Dosyć kręta droga, prawda? Zaraz pewnie się odezwie jakiś facet i  powie, że tylko kobieca logika jest zdolna dokonać takich przeskoków:). Z drugiej strony, obecnie wszystko jest narodowe, nawet kwarantanna, więc ze swoją „narodową estetyką” chyba dobrze się wpasowuję aktualny klimat?

Jeżeli odnieśliście wrażenie, że opętana misją dbałości o gust narodowy, szaleję na grupach ogrodowych i krytykuję wszystko, co choćby na milimetr wystaje poza kanony wysublimowanego stylu – nie obawiajcie się. Jeszcze nie zwariowałam. Na swoim własnym blogu mogę sobie ulać ale gdzie indziej staram się hamować. Nie musicie się mnie bać:D.

14 myśli na “O gustach się nie dyskutuje?”

  1. Brawo, esencjonalnie na ważny temat, boli mnie brzydactwo w wielu tematach a dobijają zachwyty klakierów. Akceptowane są tylko zachwyty i pochwały. Dzięki za ten mądry artykuł będę walczyć z kiczem podpierając się Twoimi cytatami z niego.
    pozdrawiam Lila

  2. Moim zdaniem ludzie „lajkują” wszystko, czym ktoś się pochwali między innymi dlatego, że mało kto dociera do porządnych blogów o ogrodach, stron internetowych projektantów światowego formatu czy relacji z flower show. Przez to kompletnie nie mają pojęcia jak może wyglądać ogród.

    1. Tak Haniu! Święta prawda! Widziałam to nie raz na Ogrodowisku: ktoś wchodził przypadkiem dopytać się o pelargownie, a po przejrzeniu kilku wątków od razu chciał prostować ścieżki i sadzić miskanty!:D Naprawdę nie trzeba było dużo, żeby człowieka „nawrócić”;). Tym bardziej boli, że większość osób ciągle obraca się w zamkniętym kole szczepionych iglaków i białej marianny;)

  3. Bardzo fajnie i zbyt krótko :) Mam bardzo podobne do Twoich przemyślenia na ten temat. Dlatego chętnie poczytałabym coś więcej, mam niedosyt.

  4. Mam swoją teorię na temat kiepskiego stanu narodowej wrażliwości estetycznej. Popartą wieloletnią pracą tam, gdzie kiedyś się owe kształtowało.
    Swoją szkolną edukację zaczynałam, kiedy w planie szkolnych zajęć od klasy I do VIII były dwie godziny zajęć plastycznych. To były nie tylko godziny poświęcone twórczości samodzielnej, ale też teoria sztuki (style, proporcje, skala, harmonia, paleta barw, faktura- czyli to wszystko, o czym piszesz). często łaziliśmy do muzeum. W liceum plastyka była do klasy bodajże trzeciej.
    Taki stan utrzymywał się do początku lat 90. A potem nastąpił całkowity regres. Plastykę zredukowano do jednej godziny w klasach młodszych, w starszych była zamiennie z muzyką. W szkole średniej chyba zniknęła z planów ramowych.
    Te młodsze roczniki pozbawione zostały elementarnej wiedzy. Nie było nasionka, które dałoby jakieś plony. Ci, którzy mieli wsparcie rodziców, rówieśników swój gust ukształtowali, a reszta już niekoniecznie. Im człek starszy, tym bardziej oporny na wiedzę i coraz trudniej podejmuje się decyzje, że robi się coś odmiennego od większości.
    Co ja się natłukę swoim klasowym dziewczynkom na temat majtkowego różu obuwia, spodni, bluz, kurtek, skarpetek, tornistra, piórnika, pościeli, koloru ścian :D Walka z wiatrakami. :D Widok sporej różowej plamy kolorystycznej w klasie działa na mnie jak płachta na byka.
    Czekałam na ten post. :D

    1. Jak Ty mnie dobrze znasz:D:D:D
      Ja do szkoły chodziłam już w latach 80-tych i było tak jak piszesz: plastyka była, ale słaba. O żadnych wycieczkach nie było mowy.
      Moja edukacja estetyczna zaczęła się tak naprawdę jak zaczęłam kupować magazyny wnętrzarsko-ogrodowe:D

  5. Z tymi gustami to jest różnie i ja bym chyba tak mocno nie krzyżowała ludzi, którzy zaczynają od białej mariny. Mogą nas kiedyś pozytywnie zaskoczyć. A sztuka to pojęcie bardzo szerokie. Bo czy puszka po zupie może być sztuką i to wartą miliony? Życie pokazało, że tak. Czasami rzeczywiście jest to brak wzorców, wiedzy a czasami po prostu odmienna kultura, otoczenie w którym wyrastamy. Bo czy podobają ci się pałacyki cygańskie? Mi nie, ale dla nich to szczyt elegancji. Im bardziej na bogato tym wyższy status w społeczeństwie. Van Gogh też nie od razu został okrzyknięty mistrzem. Także wiecie, ja mogę powiedzieć, że coś mi się nie podoba ale daleka bym była od zmuszania innych do przyjęcia mojego i tylko mojego punktu widzenia. Bo krytykować też trzeba umieć. Tak, aby podsunąć inne rozwiązania a nie tylko zdołować. Tzw. krytyka konstruktywna choć teraz różne nowe teorie i metody powstacją. Takich troli internetowych, którzy z lubością wytykają innym „błędy” myśląc, że w necie są anonimowi mamy całe mnóstwo. Niestety np. Insta to przykład takich zachowań skrajnych. Od uwielbienia dla kiczu i brzydoty po agresję i wszechwiedzę. Ale nie tylko Insta. O też było pełne tego typu zachowań. I to w wykonaniu wychwalanej „ekspertki”. Dobrze, że spora część tego została usunięta bo oparło się o sąd. Przez między innymi jej działania wiele ogrodów cennych, starych zniknęło z tego forum. Powiem szczerze, że wielu z tych dyskusji wolałabym nigdy nie czytać w takiej formie, w jakiej były w oryginale. Poziom kultury i wiedzy poza wszelkimi dopuszczalnymi normami, przynajmniej moimi.

    1. Iwona, ale wiesz, że „biała marianna” to tylko takie hasło?:)
      Zgadzam się, że krytykowanie to grząski grunt i absolutnie nie chciałabym występować w roli takiej „ekspertki” o której piszesz.
      Natomiast co do sztuki… przykład z van Goghiem mnie przekonuje, że muszę chyba przymierzyć się do tego posta o trendach i modzie, o którym myślę jakiś czas:D
      Ale zasadniczo – czy nasze ogrody przydomowe zasługują na to, żeby o nich mówić w kontekście sztuki? Czy to nie za wielkie słowo? Ja pisałam tylko i wyłącznie o estetyce/pięknie a to jest kategoria zupełnie inna niż sztuka (zwłaszcza współczesna, która z pięknem ma coraz mniej wspólnego). O sztuce IMO można mówić np.: w przypadku Chelsea Flower Show, gdzie ogrody mają być nie tylko wizualnie piękne ale też nieść jakieś przesłanie. Stąd te wszystkie rozkminy o symbolach, których zresztą nie znoszę:D

  6. Asia, temat, który poruszyłaś jest bardzo ważny, ale kontrowersyjny. Trudny po prostu. Dla mnie ładny, gustowny ogród to jest rodzaj sztuki. Nie musi być na poziomie ChFS. Może być na poziomie O, choć i tu poprzeczka jest postawiona bardzo wysoko, znacznie wyżej niż u statystycznego Kowalskiego. Nasze gusta, ale i wymagania ewaluująmieniają się wraz ze wzrostem wiedzy, możliwości, także tych finansowych. Patrzymy też na ogrody przez pryzmat własnego doświadczenia. A wystarczy wróć do początku naszych wątków. Śmiem twierdzić, że każda z nas miała taki mało „gustowny” fragment u siebie, który bardzo jej się podobał i była z siebie dumna. Ja miałam. Teraz się z tego śmieję :) ale i nie wstydzę. Stworzenie przestrzeni ładnej to umiejętność „malowania” roślinnością i połączenia tego z otoczeniem i architekturą. I nawet jak masz wiedzę i możliwości to nie zawsze uda się stworzyć coś… ładnego lub wręcz zachwycającego. Czasami powstaje koszmarek. Po prostu trzeba mieć to coś, zmysł łączenia rzeczy ze sobą. Wystarczy spróbować zrobić rabatę na podstawie gotowca z netu. Nigdy nie wyjdzie tak samo, jak na zdjęciu. Kojarzysz dyskusję o krasnalu u Danki? Dla jednych kicz dla drugich ach i och. Nie zawsze ładny ogród na zdjęciach jest taki w rzeczywistości i odwrotnie. Czasami jest to doskonały warsztat fotograficzny, gra świateł, przypadek.

    O trendach i modzie ogrodowej z chęcią poczytam, jak zresztą wszystkie twoje wpisy. Czekam na nie niecierpliwie. Wszystko się zmienia. Podejrzewam, że to co nas teraz zachwyca np. trawy, za 10-20 lat może być bardzo ‚passe’ a nasze ogrody z braku wody mogą stać się takimi małymi kamiennymi pustyniami. Oby nie.

    1. Oooo – z tymi trawami zgadzam się całkowicie:D
      Też uważam, że będzie z nimi jak z iglakami, które modne były 30 lat temu. I tak jak my się zżymamy na wybory naszych rodziców, tak nasze dzieci będą się dziwiły „jak myśmy mogli to posadzić?!”:D.
      Ciekawa jestem, co wtedy będzie w modzie:D

      To co mówisz, można odnieść chyba do wszystkich wyborów estetycznych: czy to wystroju domu czy ubrania się. Też trzeba mieć „zmysł” żeby się stylowo ubrać czy urządzić dom.
      Ja natomiast twierdzę, że nie wszyscy ten zmysł mają, ale w takim przypadku należy obserwować i uczyć się od lepszych od siebie a nie obrażać się.
      Mało kto może aspirować do sztuki – ale solidne rzemiosło też jest nie do pogardzenia:D.

  7. Istnieje coś takiego jak klasyka. :D Opiera się aktualnym modom, trendom, ale może z nimi zgrabnie współistnieć. Podejrzewam, że trawy mają w sobie to coś. Są uniwersalne. Świetnie wpasowują się zarówno w ogród nowoczesny jak i ten bardziej tradycyjny.
    Nasadzenia sprzed 20, 30 lat wynikały z ubogiej oferty ogrodniczej, a nie z tego, że ktoś miał szczególne upodobanie do ponurego ogrodu.
    Kiczem można się bawić. Taką zabawową, sentymentalną funkcję pełnił ten krasnalowy stojak pod choinkę u Danusi. Problemem jest nadmiar. Czym innym będzie sztuka ludowa, a czym innym coś, co określa się mianem „wieś tańczy i śpiewa”.
    We wszystkim potrzebny jest umiar. I chyba z tym najbardziej kojarzy mi się gustowny wystrój, ubiór, ogród.
    Szczęściarzami są Ci, którym dane było się urodzić z wyczuciem smaku. Jest ich niewielu. Reszta, tak jak to pisze Asia, może go sobie kształtować poprzez lekturę, wycieczki, oglądanie zdjęć. Ale…w jakimś momencie swojego życia trzeba sobie uświadomić (z pokorą), że czegoś nam brakuje.

    1. Grecki „złoty środek” – jestem jego wielką zwolenniczką i to nie tylko w kwestiach estetycznych:D. Nie znoszę ekstremizmów w żadnej postaci.

      Oferta kiedyś była dużo uboższa – to jedno, a drugie: ludzie cenili i nadal cenią zimozieloność i bezobsługowość iglaków:D

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *