Jakie cechy roślin są ważne dla ekologów?

cechy roślin

Tego tekstu miało nie być:D. Zaczęłam go pisać i przerwałam, stwierdziwszy, że nikogo to nie zainteresuje. Okazuje się jednak, że najwyraźniej znaleźli się chętni (Margareta- pozdrawiam!:D). Zdarzyło się wam, że kupiliście roślinę, dbaliście, zapewniliście wszelkie warunki a ona – niewdzięczna – wzięła i padła? A Wy mocno się potem zastanawialiście, jaki błąd popełniliście? Nie wiem, czy Was ucieszę czy wręcz przeciwnie – ale całkiem możliwe, że żadnego. Niektóre rośliny po prostu tak mają. 

GartenKunst (Piet Oudolf) - Maximilianpark - Hamm {september 2014}

Rośliny mają swoje charakterki. Jedne rosną szybciej, inne wolniej; jedne sieją się na potęgę, inne wcale; jednych nawet siekierą nie zarąbiesz, a inne byle zefirek położy. I dzisiaj chciałabym napisać o czterech cechach roślin, które szczególnie interesują projektantów stylu naturalistycznego. Temat zaczęłam jeszcze przed świętami w poście o tym, jak różne strategie przetrwania wypracowują sobie rośliny, w zależności od tego, w jakim środowisku przyszło mi rosnąć. Jest to tzw. model C(ompetitor)-S(tress-tolerant)-R(uderal). Ten model jest podstawą i punktem wyjścia do studiowania różnych zależności i mieszanek roślin. W praktyce jednak jest zbyt ogólny, by być przydatnym dla ogrodników. Piet Oudolf w swojej książce „Planting: A New Perspective” wymienia cztery cechy istotne z ogrodniczego punktu widzenia.

Wrodzona żywotność

Tradycyjny podział na rośliny jednoroczne-byliny jest nadmiernym uproszczeniem i nie oddaje w pełni złożoności roślinnego świata. Piet proponuje w zamian następujący podział:

– efemerydy (np. mak polny)) żyją tylko kilka miesięcy;

– prawdziwe jednoroczne (np.: nagietki) żyją jeden sezon;

– prawdziwe dwuletnie (np.: naparstnica purpurowa) – dwa sezony;

– w praktyce dwuletnie (np.: malwy) – niby byliny, ale po dwóch latach brzydną i/lub zanikają;

– byliny krótkowieczne (np.: jeżówka purpurowa) – powyżej trzech lat;

– byliny długowieczne (np.: bodziszek Endrressa) – potencjalnie wieczne

Piet zwraca uwagę, żeby nie mylić żywotności rośliny z szybkością zakorzeniania. Niecierpliwi ogrodnicy widząc, że jakaś roślina w pierwszym, drugim roku uprawy słabo sobie radzi – spisują ją na straty jako mało żywotną. Tymczasem wiele gatunków (np.: baptysja, dyptam jesionolistny) w tym czasie skupia się na budowaniu korzeni i po przetrwaniu tych pierwszych sezonów będą sobie rosły spokojnie przez wiele lat.

GartenKunst (Piet Oudolf) - Maximilianpark - Hamm {september 2014}

Dlaczego zatem te roczne i krótkowieczne byliny w ogóle znajdują się w sprzedaży? Dlaczego nie sadzimy samych długowiecznych? Prosta odpowiedź: bo całą swoją energię wkładają w kwiaty, a nie we wzrost. Nadrabiają krótkość żywota długością kwitnienia ((np.: knautia) lub obfitym rozsiewaniem się (np.: werbena patagońska), które zapewnia dużą ilość kwiatów w kolejnym sezonie. 

Zdolność do rozprzestrzeniania się

Chodzi po prostu o zajmowanie coraz większej przestrzeni za pomocą odrostów. Niektóre rośliny wytwarzają ich tak dużo, że czasem są opisywane jako wręcz inwazyjne (nawłocie, dąbrówka rozłogowa), inne tak mocno trzymają się macierzystej karpy, że nie tylko nie ma odrostów, ale nawet trudno je podzielić (moje własne smutne doświadczenia z wilczomleczem ‚Purpurea’ i bodziszkiem ‚Rozanne’). Ekolodzy rozpoznają tutaj równie dużo możliwych wariantów jak przy żywotności ale z grubsza można w nich rozpoznać w dwie grupy, które komuś się skojarzyły (bardzo trafnie!) z różnymi taktykami wojskowymi:

– „falanga” – oryginalna karpa rozprzestrzenia się równomiernie we wszystkich kierunkach (np: astry);

– „partyzantka” – pojedyncze odrosty pojawiają się w większej odległości od karpy, w niespodziewanych miejscach (podobno pysznogłówki mają taką tendencję – kto ma, niech potwierdzi);

Oudolf Field

Rośliny o dużej zdolności rozprzestrzeniania się tradycyjnie postrzegane są jako zagrożenie dla ogrodu ale mają też swoje zalety. „Falangowicze” są odporni na ataki chwastów (ta grupa to typowi „competitors” – dobrze znoszą tłok). Z kolei niektórzy partyzanci mogą być wykorzystywani jako rośliny wypełniające pomiędzy większymi roślinami – żeby wiosną nie było pustych połaci ziemi. Jednak nie wszystkie – zależy to od kolejnej cechy:

Trwałość

To pojęcie może być niejasne: chodzi o umiejętność pozostawiania w tym samym miejscu: czy dana roślina rośnie tam, gdzie ją posadzono, czy lubi gdzieś wędrować (patrz: punkt wyżej) albo odwrotnie: czy konkurencja ze strony innych roślin nie skłania jej do wycofania się. W książce przywołane są dwa przykłady: pysznogłówki i krwawniki. Wytwarzają odrosty, które lubią z partyzanta pojawiać się w różnych miejscach, ale tylko wtedy, gdy mają sprzyjające warunki – czyli wolne miejsce. Źle znoszą tłok – co świadczy o tym, że wśród przodków mają rośliny ruderalne.

Untitled

Zdolność do samosiewu

Samosiew chyba nie potrzebuje dodatkowych wyjaśnień – wystarczająco dużo napisałam już wcześniej. Z ogrodniczo-ekologicznego punktu widzenia rośliny wysiewające się są na tyle nieprzewidywalne, że w dużych ilościach mogą je wykorzystywać tylko zapaleni ogrodnicy, którzy otaczają swój ogród intensywną opieką. Nie nadają się do ogrodów z założenia małoobsługowych. Piet napisał, że stosuje je tylko jako „extra  dodatek” i to w dojrzałych ogrodach, gdzie ich nasiona będą miały mniej miejsca na wykiełkowanie.

Scampston walled garden

Nie wiem, czy kogokolwiek poza mną  interesują takie dywagacje. Największym moim problemem jest to, że z uwagi na ograniczone możliwości nie mogę prowadzić własnych obserwacji i – póki co – są to dla mnie czysto teoretyczne rozważania. Zatem, jeżeli ktoś ma praktyczne doświadczenia związane z opisanymi cechami roślin – podzielcie się proszę w komentarzach!

Tekst ilustrowany zdjęciami z różnych ogrodów zaprojektowanych przez Pieta Oudolfa. Stwierdziłam, że to będzie dla Was znacznie ciekawsze niż zdjęcia książki.

16 myśli na “Jakie cechy roślin są ważne dla ekologów?”

  1. To nie są takie sobie dywagacje i akademicka dyskusja, to się przekłada na decyzje i ich skutki każdego ogrodnika. Będąc świadomym przedstawionych przez Ciebie cech roślin, iluż kłopotów unikamy! Miałam okazję usuwać u siebie kilka rozłażących się roślin (sumak, tawlina, dąbrówka czy tojeść) i wiele razy martwiłam się przedwcześnie, że jakaś roślina sobie nie radzi. Można jeszcze dodać, że na specyfikę rośliny nakłada się jeszcze specyfika warunków, w jakich ją posadzimy – rośliny u innych rozrastające się bardzo, w moich piachach rosną sobie grzecznie.
    Czym więcej wiemy, tym łatwiej nam dogadać się z ogrodem i cieszyć się jego urodą.

  2. Dostałam 1 – słownie jedną sadzonkę ostrogowca. Pięknego, amarantowego. Po jednym sezonie mam siewek z setkę. Także, trzeba uważać :). Pysznogłówka rozchodziła mi się po rabacie odnogami. Długimi. Ale tylko jedna odmiana. Druga, niska, po roku zmarniała strasznie. Naparstnice pojawiają się i znikają. Ale nie tak co roku regularnie. Kocimiętkę mam wszędzie. Łącznie z chodnikiem. Werbenę dostałam z trawą – mam teraz na 3 rabatach, w tym jednej za domem. Rozumiem obok ale tam? Pewnie ptaki. Mi to nie przeszkadza. Jak czegoś jest za dużo po prostu rozdaję lub traktuję jak chwast.

    1. Może ta pysznogówka, która się rozchodziła, była bliższa gatunkowi, a ta co padła, to była jakaś nadmiernie hybrydyzowana odmiana?
      W każdym razie – u Ciebie wszystko się jakoś bardziej mnoży: werbeny nie mam, ale ani kocimiętka ani ostrogowiec nie zwiększyły u mnie stanu posiadania:D

  3. Hah, ale mnie tytuł zmylił :D Myślałam, że będzie o pożytku dla owadów, bioróżnorodności, socjologii roślinnych społeczności, ekologii w ogrodzie, a tu… strategie przetrwania ;) Też ważny temat dla ogrodników oczywiście :) Zawsze jestem na tak dla takich nieoczywistych tematów.

    1. Faktycznie masz rację:D:D:D
      Tytuł jest bardzo mylący i w sumie podsunęłaś mi pomysł na kolejnego posta:D
      Mam jednak kłopot z właściwym określeniem projektantów, którzy projektują w duch naturalistycznym. James Hitchmount, Piet Oudolf, Cassian Schmidt, Dan Pearson, Roy Diblik – oni wszyscy mówią o sobie „plantsmen” – nie „gardeners” i nie „designers”. Ekolodzy – jak widać – też się nie nadaje:D
      Jakieś pomysły?!

  4. Tak, jak nazwać ogrodników po siódmym stopniu wtajemniczenia? Cassian Schmidt po niemiecku nazywany jest Staudenmann. Czy po polsku można to przetłumaczyć jako bylinowiec? A może to plantolog (tak z angielska)? :)
    Jestem bardzo ciekawa tematu do którego Cię zainspirowałam :)

    1. No jak to do jakiego: jakie cechy są ważne z ekologicznego punktu widzenia:D:D:D
      Bo u nas bierze się pod uwagę tylko pożytki dla owadów – i np.: budleja jest uważana za super-ekologiczną roślinę.
      A czytałam też opracowanie na temat korzyści z drzew – pod kątem ilości gatunków gąsienic, które się na nich żywią. A w konsekwencji – ile pożywienia dla ptaków dają. U nas temat zupełnie nieznany.
      Ale tak jak napisałam – musze się doszkolić w tym temacie:D

  5. Bardzo interesująca perspektywa spojrzenia na nasze rabaty, tradycyjne czyli nieekologiczne spojrzenie to spojrzenie estetyczne połączone z chciejstwem, potem włącza się kryterium warunków jakie spełniamy by była atrakcyjna wizualnie, same rośliny są traktowana instrumentalnie, a skrajnym przykładem jest rabata Lloyda. Chodzi oczywiście o warunki i zależności miedzy roślinami, o których pisałaś, ale może też o traktowanie rabaty jak żyjącej organicznej całości,chociaż jest ona całkowicie artefaktualna – będącej polem walki, a może dążącej do równowagi, w której rośliny mają własny system komunikowania się, o czym już wiemy. Myślę głównie o własnych rabatach zdominowanych przez róże, gdzie byliny uzupełniające dobieram dość przypadkowo. Na razie nasz szczyt ekologii polega na tym, by nie pryskać chemią, ściółkować kompostem i obornikiem, a tym samym sprzyjać owadom, no i niech tak będzie, ale widać, że jest coś jeszcze. Coś się rozpisałam !

    1. Myślę, że ten poziom „ekologii” jest całkiem typowy:D.
      Czytam i czytam o tych roślinach ekologicznych i prawdę powiedziawszy – fioła człowiek może dostać, jakby miał się wszystkim przejmować:D

      Natomiast faktycznie najtrudniejsza jest chyba zmiana swojego własnego podejścia: od „to mi się podoba i to posadzę” do „posadzę to, co jest korzystne dla środowiska”. Mnie też trudno:D

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *