Coppicing, czyli cięcia drzew ciąg dalszy

  • Joanna 
coppicing - cięcie drzew

Kontynuując temat cięcia roślin, dzisiaj chciałabym przedstawić drugą technikę cięcia roślin, bardzo podobną do ogławiania. Jest wyjątkowo prosta: polega na ścięciu drzewa/krzewu do samej ziemi. Po prostu i zwyczajnie. Brzmi jak morderstwo? Okazuje się, że niekoniecznie:D

„Coppicing” jest techniką cięcia bardzo podobną do „pollarding”. Obie polegają na tym, że regularnie ścina się wszystkie młode przyrosty, z tym że w przypadku ogławiania zostawia się pień, a w przypadku „coppicing” gałęzie ścina się przy samej ziemi. No i tu mam zagwozdkę – macie jakiś pomysł na przetłumaczenie tego słowa na polski? Bo jeszcze nie mamy jego odpowiednika. Najbliższe znaczeniowo jest „cięcie odmładzające”, które polega na wycięciu wszystkich gałęzi lub tych najstarszych w celu odmłodzenia. Stosuje się je jednak w wyjątkowo, w przypadku starych, zaniedbanych krzewów. Tymczasem „coppicing” to technika formowania drzewa, którą stosuje się regularnie. Po co robić coś takiego?

Dla korzyści gospodarczych

Wspomniałam już w poprzednim poście, że ten sposób pozyskiwania drewna był stosowany już w starożytnych czasach. Drewno było wówczas głównym surowcem opałowym a dużo łatwiej jest ściąć kilka gałęzi o średnicy 5 cm niż jedno drzewo o średnicy 50 cm. Nie wspominając już o tym, że nie trzeba ich rąbać na szczapki.

Co poniektórzy bardzo się zachwycają tą metodą, jako niesamowicie ekologiczną –  z jednego drzewa można pozyskiwać drewno przez dziesiątki lat, bez potrzeby używania ciężkiego sprzętu. Ja jednak nie widzę wielkiego come backu dla tej techniki jako metody dobywania opału. My w domu kominka używamy okazjonalnie, a żeby wystarczyło nam drewna na całą zimę, musielibyśmy zasadzić przynajmniej kilka lub kilkanaście sztuk. A potem pomnożyć to co najmniej razy 5, bo co tyle lat dokonuje się „żniw”.

Natomiast jako źródło różnych gałązek potrzebnych w ogrodzie jako podpory do groszku czy fasoli sprawdzają się podobno fantastycznie. Dan Pearson uwielbia wykorzystywać w tym celu leszczyny (pisze o tym tutaj i tutaj)

Dla korzyści ekologicznych

Dan, podobnie jak wiele innych źródeł, bardzo podkreśla też ekologiczne korzyści ze „strzyżenia roślin” (może to jest właściwy termin?). Przede wszystkim: zwiększa bioróżnorodność. Jeżeli mamy cały las (lub choćby lasek) w którym drzewa są cyklicznie „strzyżone”, powstaje bardzo zróżnicowane środowisko, które może pomieścić bardzo dużą ilość najróżniejszych roślin, owadów czy nawet małych zwierząt. Duże drzewa zacieniają ziemię i runo leśne wtedy ubożeje. Po ścięciu drzew do samej ziemi rośliny efemeralne (takie jak np.: naparstnice, zawilce japońskie, pierwiosnki) mają szansę się rozwinąć a one z kolei żywią inne żyjątka. Dlatego – o ile dobrze zrozumiałam zacytowane źródło – w Wielkiej Brytanii myśli się o przywróceniu (gdzieniegdzie) tego typu gospodarki leśnej. Nie dla opału – jak kiedyś – tylko dla zwiększenia bioróżnorodności.

Dla korzyści estetycznych

Myślę, że ta część najbardziej zainteresuje nas – ogrodników:D. W ogrodach tą technikę stosuje się:

– dla uzyskania dużej ilości młodych przyrostów: niektóre derenie, wierzby, jeżyny mają kolorowe pędy, które stanowią prawdziwą ozdobę zimowego ogrodu;

– dla uzyskania pięknych, dużych liści: cięte katalpy, paulownie, judaszowce produkują większe liście niż zwykłe (jednak moje źródło tego nie potwierdza);

– no i oczywiście – dla utrzymania w ryzach dużych drzew, typu grab, buk, tulipanowiec.

Bardzo dobry artykuł (z ilustracjami) na ten temat możecie znaleźć tutaj.

"Coppicing" na rabatach preriowych?

Słyszę również pogłoski, że „coppicing” testuje się w nasadzeniach naturalistycznych. Tradycyjnie składają się one z bylin i traw (np.: rabaty preriowe). Jednak dla zwiększenia bioróżnorodności i dla dodania „struktury” projektanci myślą o wprowadzeniu krzewów. Kłopot jest w utrzymaniu i pielęgnacji tych nasadzeń. Przede wszystkim, duże krzewy zacieniają okolicę i zmieniają warunki świetlne. Żeby się do nich dostosować, należałoby zmienić precyzyjnie dobraną mieszankę bylin. A drugi problem jest taki, sprawa dotyczy najczęściej nasadzeń na ogromnych terenach publicznych. Nie ma szans, aby zatrudniać tam ekipy wykwalifikowanych ogrodników, którzy znają różnicę pomiędzy cięciem korekcyjnym a formującym. Pielęgnacja z założenia musi być maksymalnie uproszczona. Rabaty bylinowo-trawiaste po prostu ścina się do ziemi wczesną wiosną. No i niektórzy zaczęli się zastanawiać, czy z krzewami nie udałoby się to samo (oczywiście – nie co roku, tylko co dwa-trzy lata).
Z tego co wyczytałam, w ten sposób można wykorzystywać np.: bzy czarne, pęcherznice, perukowce a nawet sumaki (w tego ostatniego najtrudniej mi uwierzyć – znając skłonność tego gatunku do odrostów).
Trzeba jednak liczyć się z ograniczonym kwitnieniem (co w przypadku perukowca jest dla mnie zaletą:D).
Tutaj możecie zapoznać się z bardzo ciekawym postem prof. Nigela Dunneta (jednej z najbardziej poważanych osób w ruchu naturalistycznym), w którym pokazuje trzy różne przykłady łączenia krzewów i bylin.

To jak? Znajdzie się ktoś odważny do przetestowania tej metody?

Tagi:

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *